Agresja - czy można poradzić sobie z nią samemu?
Odkąd pamiętam, byłem nieśmiały. Miałem kłopoty, próbując rozmawiać z rówieśnikami, a z rówieśniczkami w ogóle nie byłem w stanie prowadzić dialogu. Często kończyło się na mamrotaniu i ucieczce. Życie poszło do przodu, mam paru dobrych znajomych, jednak żadnego nie mogę nazwać przyjacielem. Nie potrafię powiedzieć im wszystkiego, choćbym chciał. Prześladuje mnie wrażenie, że jedyną przyczyną, dla której się ze mną zadają to wyśmiewanie mnie za moimi plecami. Jestem uznawany za inteligentnego, znającego się na ludziach, jednak zupełnie nie działa to wobec mnie samego (w tym wypadku jestem niemalże ślepy).
Nie mam problemów z wyjściem ze znajomymi do kina czy pójściem do klubu, jednak jestem uznawany za aspołecznego. Spore trudności mam również w utrzymaniu świeższych znajomości. Trudno mi jest pohamować niechęć do osoby, która mnie zraniła. Nawet jeśli to było nieumyślne/przypadkowe/urojone. Zazwyczaj kończy się na znienawidzeniu + monologu celnie wytykającym wady, po którym dana osoba nie chce mnie znać. Czasami reflektuję się w porę i udaje mi się to jakoś powstrzymać. Po paru tygodniach nastawienie do osoby zazwyczaj ulega wyzerowaniu (możliwe, że ma to związek z moją kiepską pamięcią do wydarzeń).
Dręczą mnie straszne huśtawki nastrojów. Bywają takie dni, że co 15 minut mam skrajne zmiany nastawienia do życia. Nauczyłem się odgrywać nastrój odpowiedni do sytuacji, mimo że wewnątrz czuję zupełnie inaczej. Często mam wrażenie, że jestem zasilany nienawiścią. Czuję wtedy potężną niechęć/odrazę do wszystkiego, a w szczególności do siebie samego. Często mam poczucie beznadziejności i bezcelowości mojej egzystencji.
Najbardziej irytują mnie szczęśliwe pary. Wzbiera we mnie wtedy złość na samego siebie, że nie potrafię być atrakcyjny dla płci przeciwnej i nie jestem w stanie stworzyć żadnego związku. Gdy widzę osobę, którą darzę uczuciami, zazwyczaj czuję bezsilność i straszny smutek (chwilami mam ochotę wyć). Wbrew pozorom jestem osobą tolerancyjną (niekiedy aż za bardzo), spokojną (zawsze mówię spokojnie, bez unoszenia się, trzymam nerwy na wodzy).