Bolesne rozstanie - jak sobie z tym radzić...?
Właśnie zakończył się mój 4-letni związek. Do ostatniej chwili było dobrze, nie było kłótni. Mieszkaliśmy razem przez pół roku. Dla mnie nic nie zapowiadało rozstania, tym bardziej tak nagłego... Do ostatniego dnia był dla mnie dobry, czuły, całował, przytulał. A zrywając powiedział, że myślał o tym już od 3 miesięcy. On nie zerwał, zrobiłam to praktycznie ja... Ja zadawałam mu pytania, a on na każde odpowiadał tylko 'chyba'...'tak będzie dla nas lepiej; lepiej jak to się stanie teraz niż później; ja nie chcę cię blokować, bo ty masz wobec mnie poważne plany, a ja się nie wyszalałem; czuję, że życie ucieka mi między palcami... Powiedział, że chyba mnie już nie kocha, że to nie jest to, co czuł do mnie na początku. To był mój pierwszy mężczyzna, a ja byłam jego pierwszą kobietą. W dniu rozstania w moim ciele, głowie nagle pojawiła się blokada. Zawsze radziłam sobie łzami, a wtedy nie mogłam nawet kropli uronić, on cały czas płakał... dlaczego? Skoro mnie nie kocha, zostawia - dlaczego płacze? całuje? przytula? Wyprowadziłam się następnego dnia bez jego pomocy. Nie widzieliśmy się dwa tygodnie. Doszło do spotkania, odwiózł mnie do domu - sam to zaproponował, że nie będę po nocy wracała sama, bo on się o mnie martwi... Przez ten okres nie dotarło do mnie w ogóle co się stało - że on mnie zostawił. Zawsze był bardziej za mną niż ja za nim, choć oboje byliśmy sobie wierni przez okres bycia razem; żadnych większych kłótni; zazdrość raczej z jego strony - bo ja ślepo wierzyłam, że skoro on kocha, to nie zdradzi. Wtedy rozmawialiśmy - raczej ja mówiłam, podobnie jak podczas zerwania. On tylko powiedział, że jest mu lepiej samemu, że dobrze, że to się skończyło. Jest teraz szczęśliwy... Ogólnie odżył bardzo po tym rozstaniu i to widać. Często imprezuje, jest zadowolony. Dużo rozmawia i kontaktuje się z innymi dziewczynami, na siłę szukając jakiejś... Nie wiem, bo rozstając się powiedział, że na razie nie chce z nikim być, że chce być sam, odpocząć, poszaleć. Nie wiem czym jest dla niego to szaleństwo? Będąc ze mną w związku chodził z kolegami, nie miał zakazów - ja byłam zablokowana przez niego, nie mogłam pójść sama na imprezę... Dalsza rozmowa wyglądała tak, że ja po tych słowach zaczęłam płakać - był to pierwszy raz, kiedy się wypłakałam od rozstania. On mnie przytulał, całował po dłoniach, włosach. Obiecał, że pomoże mi z tego wyjść, żebym tylko zaczęła jeść i wróciła do formy, że muszę się nauczyć żyć bez niego, bo on już do mnie nie wróci... Umówiliśmy się na kolejne spotkanie - niestety on poszedł poprzedniego dnia na imprezę, rano był ciąg dalszy i tak cały dzień przespał, przespał nasze spotkanie... Napisał tylko sms-a 'przepraszam'... - dla mnie tak bezwartościowego, że na chwilę się obudziłam, iż to naprawdę koniec - że ten mężczyzna, którego znałam przez ten czas gdy byliśmy razem (wcześniej nigdy takiej sytuacji nie było) to nie jest ten, który mnie zostawił... Z mojej strony nie było już odpowiedzi. Ja zostałam bez znajomych, wszystkich mieliśmy wspólnych, raczej z jego strony...i tak zostało, że wszyscy są za nim... Dwa tygodnie kolejne nie było kontaktu. Odezwał się, żeby uzgodnić, jak oddać mi resztę rzeczy - bo wcześniej chciał to załatwić przez znajomych, ale ja im odpowiadałam, że skoro potrafił mnie zostawić, to żeby dokończył wszystkie sprawy sam. I tak od słowa do słowa, przez rozmowę telefoniczną umówiliśmy się na spotkanie. Miało być dwa dni temu - powiedział, że jednak nie może; miało być wczoraj - powiedział, że ma godzinę i to chyba za mało czasu; ma się odbyć dziś - ale ja nie wiem czy chcę tego, czy powinnam... Brakuje mi go strasznie, mam wrażenie, że duszę się sama ze sobą, nerwy jedzą mnie od środka, przez ten miesiąc schudłam 8 kg, co przy mojej wadze jest wręcz zabójcze... 40 kg przy wzroście 162 cm...wyglądam jak chodzący trup...nie mogę płakać, bo jestem zablokowana. Ciągle myślę, układam sobie wszystko w głowie, ale tego się nie da ułożyć... Napisałam mu, że chcę, żeby to było nasze ostatnie spotkanie, żeby zamknąć ten rozdział naszego życia, żeby nas czas nie gonił i żebyśmy sobie na spokojnie wszystko wyjaśnili. A on odpisał: 'ok;)' Całe jego zachowanie, podejście do mnie, jest tak olewające... Ja nie wiem, czy tu w ogóle jest coś do wyjaśnienia... chyba wolę zostać przy tych wszystkich jego 'chyba'...: 'chyba cię nie kocham, chyba na razie tak będzie dla nas lepiej'...raczej dla niego. On jest zamknięty w sobie, z nikim nie rozmawia, nikomu nawet nie mówił, że planuje rozstanie, sam się męczył z tym niby przez 3 miesiące (jak twierdził), aż sama znalazłam mu odpowiedni moment, żeby mógł ze mną zerwać, gdy ja mówiłam za niego...on nawet nie potrafił spojrzeć mi w oczy...nie wiem czy to wpływ kolegów...jego ambicji? Jest przystojnym mężczyzną i mógłby mieć wiele ładniejszych dziewczyn, sam sobie to udowadnia teraz... Na ostatnim spotkaniu powiedział, że ma świadomość, że będzie tego żałował, bo nie znajdzie takiej dziewczyny jak ja - tak wartościowej, inteligentnej, ambitnej - ale musi spróbować jak jest beze mnie, poszaleć... On ma 23 lata i teraz obudził się, że chce szaleć?? Ja - jak każdy po rozstaniu, każdy zostawiony - nie wierzę w to i nie chcę w to uwierzyć...ciągle się oszukuję... Myślę, że do dzisiejszego spotkania też nie powinno dojść, nie chcę go oczyszczać, a pewnie tak by było...bo nie potrafię powiedzieć złego słowa na niego...jest dla mnie najwspanialszym mężczyzną na świecie, tymi spotkaniami pokazał jak potrafi być czuły, delikatny i ciepły... Powiedział, że robił to dla mnie, żeby było mi łatwiej, żebym wiedziała, że mogę na niego liczyć jak na przyjaciela i zawsze prosić o pomoc...