Ciągły smutek - co się ze mną stało?

Mam 20 lat jestem kobietą kiedyś byłam osobą bardzo żywiołową, uśmiechniętą, wszędzie było mnie pełno. Teraz, od dłuższego czasu, od ponad roku, nie potrafię się uśmiechać, nic mnie nie cieszy, a gdy się coś uda to uznaję to za normalne. Bardzo chciałabym, żeby to się zmieniło, ale nie potrafię sama tego zrobić. Z jednej strony źle mi, że jestem sama, ale z drugiej strony odpycham od siebie ludzi. Zachowuję się jak osobą pozbawiona wszelkich uczuć (natomiast jak nikt nie widzi chętnie płakałabym w poduszkę). Nie potrafię się cieszyć niczym, ani czyimś sukcesem, ani swoim. Coraz mniej wychodzę na spotkania towarzyskie pod rożnymi pretekstami (nauki lub złego samopoczucia). Gdy ktoś próbuje mnie obdarzyć swoim uczuciem (chłopak) pokazać, że się mną interesuje -ja z jednej strony bardzo potrzebuję bliskości, ale powtarzam sobie, że z tego powodu nie mogę pozwolić żeby każdy się do mnie zbliżał (znajomi mówią, że to wybredność), ale spotykałam rożnych chłopaków i teraz żyję w przeświadczeniu, że jeśli to będzie ten, to będę wiedzieć (i nie marzę o rycerzu na białym koniu wiem, że ideały nie istnieją i nikt nie jest idealny), tylko nie rozumiem, czemu pałętają się po mojej głowie same złe scenariusze. Już na samym początku wszystkiego boję się spróbować i zauważyłam, że ostatnio, chociaż pragnę poznawać nowych ludzi i żyć jak dawniej, z uśmiechem i pewną lekkością, to boję się, uciekam od kontaktu z nowymi ludźmi. Kiedy patrzy na mnie jakiś chłopak idąc ulicą zazwyczaj mam wrażenie, iż znalazł jakaś moją negatywną cechę, a gdy ktoś mi powie komplement - uznaję to za drwinę, chociaż znajomi uważają mnie za ładną dziewczynę. Nie wiem, może boję się spróbować, bo rok temu chłopak, z którym się spotykałam na dość luźnych zasadach oznajmił, po 2 latach, nagle, z dnia na dzień, że z kimś się spotyka - zapewniał, że nie chce tracić ze mną kontaktu, ale teraz zabrania mu dziewczyna na spotkania ze mną. Kiedy był blisko czułam jakiś sens, potem rzuciłam się w wir pracy (malowania artystycznego) - to jedyna rzecz, przy której nie myślę o niczym innym, ale maluję tak od roku. Myślałam, że może potem jakoś się ułoży, ale pomijając fakt, że ja nadal nie mogę zapomnieć, nie wiem dlaczego i często o nim myślę, patrze na jego wszystkie internetowe profile i jego dziewczyny (nigdy bym nie wytrzymała, gdyby się o tym dowiedział). Cały rok, pomimo tego, był zły - same rodzinne nieszczęścia - moja siostra zerwała z narzeczonym, który ja zdradził (ja go bardzo lubiłam i rozmowa z nim zawsze poprawiała mi odrobinę humor, teraz nie rozmawiamy), druga siostra zrezygnowała ze ślubu, ja sama wyprowadziłam się z domu - nie mogłam znieść ciągłych kłótni rodziców, a nie mam siły wszystkich już wspierać, doradzać, tłumaczyć, chociaż się staram, bo to łatwiejsze niż pomagać sobie, ale już mi brak siły. Nie wiem jak sobie z tym poradzić. We wszystkich moich znajomych zaczynam dostrzegać już od dawna właściwie same negatywy i we wszystkim co dookoła;/ - wiem, że to ze strachu mam tzw. pancerz ochronny, ale co mam zrobić, żeby się tego pozbyć i co mam zrobić jeśli pragnę kogoś bliskiego? Wiem, że sam nie przejdzie, ale czy mogę dawać szanse każdemu? Ile razy można się zawodzić? A na dodatek strasznie ciężko mi się skoncentrować na nauce, ciężko mi zapamiętywać informacje. I jakoś tak szybko się meczę, czasem nawet nic nie robieniem i uciekam do snu, praca już mnie nie cieszy tak jak na początku, chociaż robię to, co uwielbiam - teraz chodzę tam, bo muszę i zajmuje mi to czas, a zresztą nie mam siły myśleć co dalej wiec tak to ciągnę i jeszcze szkoła - to są 2 powody, dla których ruszam się z domu. Nawet nie chce mi się ubrać porządnie ani ogarnąć - jest mi wszystko jedno, czuję, że tak bardzo odpycham od siebie ludzi, że już do końca będę sama. Nie chcę, nie mam czasu chodzić do terapeuty, ani ochoty brać leków, tym bardziej, że czasem wydaje mi się, że mam jakieś przewidzenia, ale to może ze zmęczenia, a jeśli chodzi o telefon zaufania to nie wiem czy ktoś może mi pomóc nawet po kilkugodzinnej rozmowie - ciężko jest wprowadzić w czyn to, co się słyszy. Czasem, gdy próbuje porozmawiać z kimś ze znajomych słyszę też czasem: „nie gadaj głupot”, „ogarnij się” - za to często dobrze wychodzi mi tez udawania, że jestem pewna siebie, mam dużo planów i tyle pomysłów, ale takie rozmowy najczęściej wychodzą mi w małym, bardzo małym gronie. Czasami mam takie podrywy, ale częściej nastrój melancholii, przygnębienia, smutku - czuję, że nigdy w pełni szczerze się nie uśmiechnę :(, a jeśli chodzi o mężczyzn to nie wiem, czy istnieją jeszcze jacyś wrażliwi, ale męscy - co mogę zrobić?

KOBIETA, 20 LAT ponad rok temu

Witam!

Problemy, które Pani opisuje można przepracować z terapeutą, na którego znajdzie Pani czas jeżeli rzeczywiście chce Pani sobie pomóc. Godzina w tygodniu na psychoterapię to naprawdę nie dużo.
Proszę pamiętać, że każdy etap rozwojowy kończy się kryzysem przez który może Pani teraz przechodzić. Wkracza Pani w nowy etap życia, z którym wiążą się pytania dotyczące przyszłości, wchodzenia w związki, odpowiedzialności za siebie. Z jednej strony Pani obawy są naturalne, z drugiej jednak jeżeli będą wpływać na jakość życia to proponuję, aby jednak znalazła Pani czas i odwagę na konsultację u psychologa.
Oczekuje Pani zapewne ode mnie jakiejś rady, ale proszę pamiętać, że trudno za pomocą Internetu przeprowadzić z kimś psychoterapię. Co proponuję? Proszę wyznaczać sobie cele i starać się je realizować. Takim celem może być na przykład zadbanie o siebie, ładny makijaż, który wykona Pani nie dla kogoś, ale właśnie dla siebie. Proszę pamiętać, że najpierw musi Pani pokochać siebie, a wtedy dopiero otworzy się Pani na innych ludzi.
Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

portal.abczdrowie.pl
Patronaty