Cierpię na mesjanizm?
Jestem dziewczyną, aktualnie ukończyłam 2 rok studiów (mam 21 lat), z których jestem zadowolona. Od 14 roku życia miewam nastroje i epizody depresyjne, które całkowicie wiążą się z moim kontaktem z rówieśnikami. Staram się lubić siebie, ale czasami mam wrażenie, że mam manię wielkości. Żeby zatuszować zły nastrój, zaczynam się "bawić w mesjanizm" (ja tak to nazywam) - czyli uruchamiają mi się myśli, że wyrastam ponadto, że cały czas muszę walczyć lub nikt mnie nie rozumie przez to, że mam za duży potencjał. Tej cechy u siebie najbardziej nie lubię.
Te myśli przychodzą same. Czasami mam ochotę bić się sama po twarzy, tak siebie nie znoszę. Nie mogę znieść tego, że jestem czasami niezauważana, a przynajmniej takie mam poczucie. Mam znajomych i przyjaciół, przed którymi najchętniej grałabym twardziela, czyli osobę, która sobie ze wszystkim radzi, jest wewnętrznie spokojna i ustabilizowana. Na studiach chodzę zawsze na wszystkie zajęcia i w związku z tym dobrze sobie radzę z nauką. Ale jakim kosztem! Raz miałam gorączkę i powinnam była zostać w łóżku i się kurować, a ja i tak pojechałam na zajęcia i starałam się odgrywać swoją stałą rolę.
Bardzo potrzebuję, żeby ktoś na mnie zwrócił uwagę, pokochał mnie, chciałabym wejść w szczęśliwy związek, ale nikt się mną nie interesuje, przynajmniej ja o tym nic nie wiem. Dużo osób mi mówiło (niestety - zawsze kobiety!), że jestem ładna i ja sama to widzę, ale co mi po urodzie, skoro nie ma zainteresowania mną jako kobietą. Są dni, kiedy nie mam się czym zająć i mnie nachodzi coś takiego, że czuję ucisk w klatce piersiowej i mówię sobie, że mnie wszyscy mają dość i że jestem nudna (nie chcę sobie tego wmawiać, to przychodzi przez przypadek).
Czuję wtedy ucisk w splocie słonecznym i nie mogę się na niczym skoncentrować, cały świat jakby staje w miejscu i popada wraz ze mną w czarną dziurę. Wchodzę wtedy na Gadu-Gadu i daję sobie smutny opis, aby ktoś do mnie zagadał i mi podbił samoocenę, przekonując, że nie jestem taka beznadziejna. Kiedy nie ma odzewu, czuję się jeszcze gorzej. Nie potrafię się wtedy niczym zająć, nie mogę się uspokoić. Czasem mam myśli samobójcze.
Jest jeszcze jedna rzecz: wmówiłam sobie, że gdy pstryknę palcami, życząc sobie, aby dana sytuacja się nie zdarzyła, ona się nie zdarzy. Nie mogę się tego pozbyć, a wiem, że to absurd. Co robić? Chodzę do psychologa i jestem z niego zadowolona, ale gdy nadchodzą takie dni jak dziś, nie mogę wytrzymać, bo "czarne dziury" trwają czasem po kilka godzin, a nawet dni, a stan pobudzenia nerwowego towarzyszy mi cały czas. W nocy zanim zasnę, co pięć minut chodzę do toalety. Co mogę zrobić, aby żyć trochę spokojniej i z większą świadomością tego, kim jestem i jacy ludzie mnie otaczają (nie uzależniając od ich opinii własnego życia)?