Co o tym wszystkim myśleć? Jak to rozumieć?
Witam, postanowiłam tu się zalogować i coś napisać, bo cieszę się, że znalazłam tę stronę i może żałuję, że dopiero teraz:( dziś już wiem, że nie tylko mnie spotkała taka historia i że jest wiele nieszczęśliwych miłości. Ja swoją spotkałam prawie 2 lata temu i jakby ktoś mnie wtedy zapytał, to nawet do głowy by mi nie przyszło, że życie tak mi się poplącze, a najbardziej zamiesza w sercu, które do dziś cierpi i nie umie sobie poradzić z tą sytuacją:(
To właściwa strona dla mnie, bo o depresję na pewno się otarłam - bo nie umiałam poradzić sobie i chyba nadal nie umiem z faktem, że czuję całą sobą, że spotkałam tego kogoś na całe życie i że mogę go stracić i ta świadomość jest straszna! Bo właśnie, jak dalej żyć? Każda cząstka mnie mówi mi, że to jest to, ale nikt mi nie wierzy, wszyscy dookoła mówią właśnie "zostaw to/on nie jest tego wart", a ja nie potrafię, nawet wtedy, kiedy czuję się zraniona, to i tak go kocham - bo miłość po prostu jest, szkoda tylko, że całe już teraz moje 26-letnie życie na nią czekałam, a ona wycięła mi taki numer:((((
Więc prawie 2 lata temu, no dobra, 1,5 roku temu, postanowiłam zrobić coś ze swoim życiem, może trochę pomóc losowi i napisałam, wykorzystując zbliżające się święta, list do chłopaka, którego poznałam 5 lat wcześniej, z którym byłam na studniówce i który przez całe 5 lat studiów był gdzieś obecny w mojej pamięci. List był ogólny, pytałam się czy mnie pamięta, pisałam co u mnie i że ciekawa jestem co u niego, w sumie, wrzucając go do skrzynki, nie liczyłam na odpowiedź - pomyślałam sobie, że pewnie ma już poukładane życie - dziewczynę, może narzeczoną, a kto wie czy nie żonę - i ku mojemu zdziwieniu dostałam odpowiedź smsem, że miło go zaskoczyłam tym listem i że chciałby zadzwonić.
Okazało się, że miesiąc wcześniej rozstał się z dziewczyną po 4 latach i że nawet próbował do mnie dzwonić, ale ja w tym czasie miałam problemy z telefonem. ierwsza rozmowa po 5 latach wyglądała tak, jakbyśmy wczoraj się widzieli, potem był wspólny sylwester i wesele jego, a w sumie naszych wspólnych znajomych, po którym moja bajka prysła, a ja uświadomiłam sobie, jaki jest on dla mnie ważny. Wtedy i może nadal jeszcze trochę była ważna dla niego jego była dziewczyna, dlatego, jak to później sam stwierdził, "uciekł" i zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia - pisząc, że on nie jest gotowy na coś więcej i że ja zasługuję na kogoś lepszego niż on - te słowa dobiły mnie jeszcze bardziej, a ja z bólu chciałam krzyczeć, a najlepiej uciec na koniec świata, nie wyobrażałam sobie, jak mogę dalej żyć bez niego - bez tego jedynego, właściwego i przeznaczonego!
Jego metodą na mnie było milczenie, cisza, nieodpowiadanie na wiadomości. Ja niestety, nieświadoma, że źle robię i targana burzą emocji domagałam się wyjaśnień, niestety bez rezultatów. On jednak nie powiedział "zapomnij, zostaw mnie" tylko "ja potrzebuję trochę czasu", "nie naciskaj" - to dawało mi nadzieję. Nie widzieliśmy się kilka miesięcy i w maju sam się pojawił, twierdząc, że chce pogadać, ale te rozmowy do niczego nie prowadziły - bo powtarzał i w sumie powtarza ciągle to samo - że on jest za głupi dla mnie (bo ja mam mgr-a, a on podstawówkę), że nie będzie ze mną, bo ja bym pewnie na spacery chciała chodzić itd. Tłumaczył mi, że nie można z nikim być na siłę, jak się nic nie czuje, bo tak się nie da, że on kocha nadal tę byłą i że teraz woli znajomości bez zobowiązań.
Nasze relacje powoli zaczęły się odbudowywać, on kilka razy przyjechał, nawet umówiliśmy się za 2 tyg., kiedy on tydzień przed tym, wiedząc, że mam zaplanowany wyjazd, napisał, że jak nie jadę, to niech przyjeżdżam do niego (jak potem stwierdził - chciał nam dać szansę wtedy - niestety nie domyśliłam się intencji, a wyjazd był umówiony i nie mogłam tego zmienić, choć gdybym wiedziała, co mu w głowie siedzi to bez zastanowienia bym pojechała) - no i tu życie zrobiło mi na złość, choć ja tłumaczę, że tak miało być. Kiedy za 2 tyg. chciałam go zabrać na wesele - pomyślałam, że to dobra szansa, aby zacząć coś od nowa - wtedy mieliśmy długą rozmowę przez tel., on stwierdził, że zaciął się na mnie, że nic nie czuje i że przestraszył się, że może się udać - a wtedy znów może zostać zraniony - jak się zaangażuje.
Wtedy wydało się, że poznał kogoś i że wobec tej nowej dziewczyny nie chce być nie fair (wg mnie mógł) - no i nie poszliśmy na wesele i zapadła cisza. Ja stwierdziłam, że najwyżej dostanę po tyłku, ale nie odpuszczę, bo go kocham i napisałam do niego kilka listów, aż dostałam smsa "daj mi spokój", wtedy byłam tak zmęczona całą tą sytuacją, że odpisałam "ok - od dziś masz spokój" - i co, po tym smsie następnego dnia wieczorem on przyjechał - chciał rozmawiać - a w tym co mówił tłumaczył się milionem beznadziejnych wymówek, dlaczego nie możemy być razem (że ma obity samochód, że dzieli nas różnica wykształcenia i to że ja mieszkam w mieście, a on na wsi (choć ja już bym mogła się przenieść), że co na to moi rodzice, że te spacery...).
To, że przyjechał dało mi nadzieję - bo wtedy już był z tą nowo poznaną dziewczyną (twierdził, że jej nie kocha i nie wie, czemu z nią jest - a mi mówił, że nie można być z kimś na siłę i bez uczuć - i tego nie rozumiem, czemu mówi mi jedno, robi drugie? Z nią jest, a mnie całuje i przytula, dzień wcześniej pisząc "daj mi spokój"? Dziś wiem, że on na pewno przeszedł poważną depresję związaną z tamtym rozstaniem, że jest rozchwiany emocjonalnie i sam sobie w jednym zdaniu zaprzecza i że nie ma odwagi coś zmienić, bo boi się zranienia, po tym spotkaniu widzieliśmy się jeszcze raz i wtedy on poprosił "nie pisz do mnie, ja się odezwę za jakieś 3 tyg." - postanowiłam, że wytrwam.
Minął miesiąc i zwątpiłam, pomyślałam, że skoro milczy, tzn. że może tylko ja coś sobie uroiłam, że to nieprawda - ta moja cała miłość - i że muszę żyć od nowa, że widać to nie to. Nie powiem, że było mi łatwo, wręcz przeciwnie - cholernie ciężko, bo on codziennie i nawet dziś jest w moich myślach i sercu, bo mimo tylu szarpań wszystko mi mówi, że to jest to. Po 3 miesiącach ciszy dostałam smsa - "co tam u mnie i jak sobie życie układam i że on chciał już dawno napisać tylko się zebrać nie mógł i że chciałby się spotkać i prosi o cierpliwość" - i jak tu nie robić sobie nadziei, że może jeszcze wszystko nie stracone - po tym smsie sam się odzywał co tydzień, dwa i pytał, czy się spotkamy - tylko jak on mógł, to mnie nie było, a jak ja byłam, to jego nie było i tak minął rok, kolejne święta i sylwester - nawet dostałam życzenia i chciał przyjechać, ale ja źle się czułam, a tydzień po miałam wesele i też nie mogłam.
Wtedy stwierdziłam - jak będzie chciał, to się odezwie, ja nie wiedziałam, czy ma dziewczynę, czy jest sam i w ogóle co u niego. Po 3 tyg. ciszy dostałam smsa - "że pewnie się zakochałam i mam kogoś bliskiego i że on był tylko epizodem" - tą wiadomością rozwalił mnie znów psychicznie - odpisałam, że on jest głupi, bo ja ciągle go kocham i że chyba on chce, abym była w jego życiu epizodem. Po tych wiadomościach rozmawialiśmy - pierwszy raz od pół roku, a następnego dnia się widzieliśmy - jak mogłam przypuszczać, nadal miał dziewczynę, choć twierdził i nadal twierdzi, że jej nie kocha, że nie jest szczęśliwy i że nie wie, czy będzie ze mną czy z nią. Wtedy chciał się ze mną kochać (przy ciągłym twierdzeniu, że nic nie czuje do mnie, ale stwierdzeniu, że może to być szansa dla nas - jak można sobie dać szansę, jak się człowiek nie widzi ze sobą - to jak można spróbować, jak można coś poczuć na odległość?
Niby był z nią, ale pisał, że ma ochotę się spotkać tylko nie ma czasu, potem miał jak twierdził mętlik w głowie, potem zwaliły mu się na głowę problemy ze zdrowiem i finansowe. Co raz pytałam, co tam słychać, nie pisząc nic o spotkaniu, a on sam opisywał, że chciałby się spotkać, ale nie ma czasu, bo pracuje od rana do nocy, nie pisał nic o dziewczynie, aż po jakimś miesiącu napisał, że w tygodniu nie ma czasu, a ma chęci na spotkanie, a weekendy spędza z dziewczyną. Po 4 miesiącach się widzieliśmy - znów chciał mnie całować, kochać się, a nie chciał rozmawiać - łatwo mu mówić mi o swojej byłej i obecnej dziewczynie - co do nich czuje, a co nie, łatwo mu gadać o bzdurach, a jak tylko chcę porozmawiać o nim i o mnie to milczy, zmienia temat.
Powtarza ciągle te same wymówki - że ja bym pewnie na spacer chciała chodzić, że on nic do mnie nie czuje, że jestem tylko koleżanką i że nie chce się we mnie zakochać, bo nawet nie wiem, jaki on jest wtedy zazdrosny i że spokoju by mi nie dał - nie chce - czyli dla mnie może. Powiedział mi, że nie zaufa już żadnej kobiecie, że nie wierzy w miłość, że nie kocha tej, z którą jest, że nie jest szczęśliwy, ale jest zaspokojony fizycznie i że miłość przyjdzie z czasem, a nawet jakby zerwał z nią, to niech nie myślę, że do mnie przybiegnie i że wtedy rok temu, jakbym przyjechała, co miałam ten wyjazd, to pewnie dziś już bylibyśmy szczęśliwi - strasznie takie słowa ranią, bo ma się świadomość, że coś jednak jest, że przecież jakby nie chciał to by nie przyjechał, unikałby kontaktu.
Tylko co z tego, jak widzimy się co kilka miesięcy jak dobrze pójdzie, bo on niby chce i ma ochotę się spotkać, ale mu to nie wychodzi - bo uparcie trwa przy tej, której nie kocha - i jej chce dać szansę, a ze mną boi się być - ja tłumaczę sobie, że boi się zaangażować, bo boi się zranienia, bólu, boi się coś poczuć, bo boi się cierpieć, a ja w tym wszystkim jestem bezsilna - bo co bym nie robiła, to jest źle - jak piszę - to za dużo, jak nie piszę - to wychodzi, że mi nie zależy, jak mówię, że kocham, to on mówi - ja też się tak zachowywałem lub jego była tak się zachowywała - ciągle jestem do niej lub do niego porównywana, choć tłumaczyłam mu wiele razy, że ja to ja - jestem inna i go nie zranię, nie zostawię, bo go kocham, bo jest dla mnie ważny!
Od naszego ostatniego (2 w tym roku) spotkania minęło 1,5 miesiąca - w tym on z powodu tej swojej depresji po rozstaniu i innych zmartwień wylądował w szpitalu, o czym dowiedziałam się przypadkiem od jego przyjaciela, który myślał, że wiem, a ja myślałam, że padnę, jak się dowiedziałam - normalnie to bym pojechała do szpitala, a tak w tej głupiej i chorej sytuacji znów sms - odpisał, że takie tam małe problemy zdrowotne i dlatego milczał, po tym jeszcze sam z siebie napisał 2 razy, czy jestem u siebie na działce, ale mnie wtedy nie było i tak do dziś milczenie trwa, a sytuacja powtarza się w kółko - milczenie, potem przebłyski normalności, jakaś nadzieja na bycie razem i znów mówienie - układaj sobie życie, znajdź sobie kogoś innego.
Tylko po co, jak ja jego kocham, tylko jestem w tej miłości bezradna - bo ja go nie zmuszę do tego, aby był ze mną, a żadne moje działanie nie działa,więc postanowiłam, że nie będę się narzucać - jak ma być, to będzie, jak będzie chciał to się odezwie, no i czas pokaże, co nam pisane. Choć cholernie trudno jest żyć w takiej sytuacji, bo nie chce się nic, nawet uśmiechać:(((( nie wiem co robić (nie chcę kończyć tego, bo nie chcę go stracić), ale jest strasznie trudno żyć ze świadomością, że jest ktoś, kogo kochasz ponad życie, tak że każda cząstka ciebie mówi Ci, że to jest to, że czuje się, kiedy jest u niego źle, że coś się stało itd., a ten ktoś mówi ci, że nie chce się w tobie zakochać - choćby mógł - i woli być z kimś kogo nie kocha, a z którym jedynie uprawia sex, no i jest pewnie z przyzwyczajenia.
Straszne jest to, że bratnie serca i dusze nie mogą być razem, bo ciągle się mijają! A on wcale nie chce urywać tej znajomości i tylko po co mnie zwodzi co raz i burzy mój jako taki spokój psychiczny? Już kilka razy mówiłam sobie - dobra, koniec tego! Może widocznie trzeba odpuścić! I co się działo zaraz - on się odzywał lub działo się coś złego, że ja nie mogłam inaczej - tylko się odezwać - i dla mnie to życie dawało mi znak, że warto walczyć i czekać, i nie odpuszczać. Więc może ludzie mnie wyśmiewają, ale ja nadal wierzę (mimo cierpienia i zranienia), mam nadzieję i walczę, ale poprzez czekanie, bo nie wyobrażam sobie inaczej życia, pokochać kogoś innego. Niestety wiem, że powinnam nabrać do tego dystansu - bo inaczej zwariuję - tylko nie wiem jak, bo myśli i uczucia są silniejsze niż rozum!
To co powyżej w stanie bezmocy i bezsilności umieściłam w komentarzu w jednym z zadanych pytań, lecz stwierdziłam, że może powinnam sama zadać pytanie, bo może jakieś słowo fachowca okaże się pomocne na tę bezmoc i bezsilność, na tę ciągłą zmianę sytuacji i zaprzeczanie sobie w jednym zdaniu!!! Po tym co napisałam powyżej kilka dni temu, po 3 tyg. ciszy tym razem i z mojej strony on w pt zadzwonił i chciał się spotkać! Widzieliśmy się i pierwsze co, to on zaczął mówić o tym, że ja milczę i że czemu ?... powiedział, żebym pisała do niego, żebym dzwoniła i zadzwoniła w poniedziałek (nie wiem czemu w poniedziałek ) i aby tylko nie wieczorem, bo wtedy to on może być ze swoją dziewczyną i co jej wtedy powie (więc nie wiem, po co mam niby pisać i dzwonić ???skoro "ma" dziewczynę)????
Dalej mówił mi o tym, że chce się ze mną kochać (a przecież jest zaspokojony fizycznie i jak mówi, nie chodzi mu o sex - bo jakby chodziło, to np. nie rozmawiałby ze mną tylko działał) - choć jak zapytałam się czemu przyjechał, to powiedział, że przyjechał zapytać się co słychać. Powiedział, że nie ma czasu poukładać sobie swoich myśli i że może jak miną 2 lata od rozstania to w nim wreszcie coś się zmieni (a miną w listopadzie). Zapytałam się, co ja robię w jego życiu - odpowiedział, że "mieszam", a ja mam wrażenie, że jest odwrotnie, bo to on ciągle mówi raz jedno, raz drugie - najpierw prawie krzyczy - zostaw mnie, a za jakiś czas odzywa się i pyta, czemu ja się nie odzywam - tj. mnie sprawdzał, czy mi nadal zależy albo bał się, że już go skreśliłam...
Jak jesteśmy razem (choć niestety to rzadko się zdarza) i rozmawiamy lub jak ja staram się wyciągnąć coś z niego odnośnie całej tej sytuacji, to czasem mam takie wrażenie, że chciałby, abyśmy coś razem robili (sam ostatnio palnął, że może do kina pójdziemy, kiedyś wcześniej, że może w niedzielę się zobaczymy i pójdziemy nad rzekę) - w pt. zapytałam się, czy nie pójdzie ze mną na wesele, usłyszałam odpowiedź - ale to się nie uda, bo co ja jej powiem - przecież mam dziewczynę. Czasem mam wrażenie, że ta "dziewczyna" to dobra wymówka na wszystko - tzn. aby się nie zaangażować broń Boże, aby nic nie poczuć i aby potem nie cierpieć (zresztą powtarza mi, że on nigdy nie będzie już z nikim z miłości - tj. miałoby mnie to odstraszyć) - dodam, że on jest bardzo wrażliwym człowiekiem, tylko tę wrażliwość skutecznie ukrywa!
Mnie boli ta sytuacja, bo nigdy przenigdy nie chciałabym być na miejscu tej jego dziewczyny, która jest niczego nieświadoma - bo jak on twierdzi, ona mu we wszystko wierzy, co by nie powiedział. Boli mnie ta sytuacja, bo ja go kocham, choć pewnie za takie zachowanie nie powinnam - ale miłość po prostu się pojawia i nie ma się na to wpływu, boli mnie ta sytuacja, bo jak próbuję sobie z nią poradzić, jak walczę z tą ciszą, to on ją przerywa - niezmuszony do niczego (tylko po co? aby powiedzieć mi, że nie będziemy razem? - bo on się boi coś zmienić i woli trwać w tym, w czym tkwi, bo to wydaje się pozornie bezpieczne - i jak mi mówi, nie wierzy w miłość - ale ona przyjdzie z czasem, jak ma przyjść - to jednak wierzy?) Tylko czemu boi się zaryzykować i coś zmienić? - a może ja jestem tylko zabawką - głupią, która go kocha, a on to wykorzystuje? Nie wiem.
Nie wiem, co mam myśleć. On się wypiera, że nic nie czuje, że jestem koleżanką - to po co, skoro ma dziewczynę, całuje tę koleżankę, szuka kontaktu fizycznego, chce się z nią kochać, "martwi się' jak ona przestaje się odzywać? Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, co robić? Z nadzieją w bezsilności kończę, bo się rozpisałam, że hoho, a co będzie dalej to i tak czas pokaże! Ja w każdym razie wierzę, że nic w życiu nie dzieje się bez powodu i że ta znajomość odnowiona i w dziwny sposób trwająca już dwa lata - i to z jego przypominania się - co raz do czegoś w końcu doprowadzi - są 2 wyjścia.
Tymczasem ja powinnam się zdystansować z czasem - bo są momenty, że wpadam w taką schizę, tj. świat się mi walił - a w sumie nic się takiego nie dzieje, poza tym, że czuję się bezsilna w tej swojej miłości - bo jak się staram, to mu nie pasuje, że dziewczyna tak zabiega o faceta, a jak przestaje się starać, to też jest źle, że milczę. I bądź tu mądrym. Może mądre słowo fachowca będzie pomocne?