Co oznaczają huśtawki nastrojów i brak pewności siebie?
Witam! Moja wiadomość zapewne wyjdzie długa, jednak chcę zawrzeć w niej wszystkie istotne informacje. Mam 15 lat. Ostatnio czuję się jakbym popadła w depresję. Nie akceptuję siebie, uważam się za gorszą od innych, nieustannie porównuję siebie do innych. Mam wielkie huśtawki nastroju - potrafię w szkole śmiać się, a potem w domu płakać. To jest naprawdę męczące. Jestem osobą raczej cichą, nieśmiałą, spokojną - w moim typie nie jest wydzieranie się i różne głośne zabawy - takie coś tylko w gronie kilku znajomych. Wszystko bardzo mocno przeżywam, nawet najgłupsze rzeczy jak odpowiedź przy tablicy - potrafię spalić cegłę, głos mi się łamie, ręce trzęsą. A przecież w głowie wiem, że to nic strasznego, że umiem, że będzie dobrze - jednak moje ciało reaguje inaczej.
Opowiadając w wielkim skrócie - wszystko zaczęło się od pierwszej klasy, zakochałam się w koledze z klasy. Całą pierwszą klasę wodziłam za nim wzrokiem i rozmyślałam. Jednak zdałam sobie sprawę, że to bez sensu, gdyż on był zakochany w innej i wyżalał mi się, że ona go nie chce. Potem wakacje, nie widzieliśmy się całe dwa miesiące, myślałam, że przeszło. Od drugiej klasy wszystko wróciło ze zdwojoną siłą, z tym że przez ten rok nasze relacje były dużo lepsze - często razem żartowaliśmy i gadaliśmy, widać było, że mu się podobam. Byłam szczęśliwa, chętnie chodziłam do szkoły, bo siedzieliśmy w ławkach obok siebie, więc wygłupialiśmy się itp. Potem kolejne wakacje, przerwa. I teraz mamy trzecią klasę, a ja nadal nie potrafię się z tego wyleczyć. Jednak od tego roku on siedzi z innymi koleżankami, non stop widzę jak on na moich oczach podrywa inne dziewczyny, albo podchodzi do mnie i rzuca tekstami typu Madzia mi pożyczyła to, Karolinka tamto, Olcia co innego, więc nie ruszaj. Naprawdę mocno to przeżywam, gdy powie do mnie coś miłego, jestem w skowronkach, jednak gdy godzinę później widzę jego zaloty, to zbiera mi się na płacz. Na koniec drugiej klasy też pokłóciłam się z przyjaciółkami, wina była wspólna. Teraz jestem sama. Nie wiem, skąd to się bierze. Nie chcę, by wiedział o moich uczuciach, gdyż jest zbyt niedojrzały, wyśmiałby mnie. Nie chciałabym też związku z nim, bo to typ podrywacza. Codziennie katuję się i rozmyślam, dlaczego jestem taką idiotką, która zakochała się w pierwszym lepszym lovelasie i nie potrafi wybić go sobie z głowy? Zorientowałam się, że on przejął kontrolę nad moim życiem. Nie potrafię się na niczym innym skupić tylko na rozmyślaniu, dlaczego zrobił to, dlaczego tamto, jest jedynym powodem, dla którego zwlekam się rano z łóżka do szkoły, bo może sobie pogadamy. Nie potrafię się przez to zmobilizować do solidniejszej nauki, gdyż jak zbiera mi się na płacz, to jest to pierwsza rzecz, którą mam ochotę rzucić w ścianę.
To wszystko sprowadza się do tego, że uważam się za idiotkę, mam obniżone poczucie własnej wartości, że jestem gorsza od innych (jakbym nie była, to gadałby ze mną, a nie z innymi, miałabym przyjaciół), mam wrażenie, że jestem nienormalna - bo kto normalny zawraca sobie głowę taką totalną bzdurą? Do tego nie mam przyjaciół - 7 koleżanek w klasie, z którymi poza lekcjami nie mam kontaktu i to by było na tyle. Przez moje zaniżone poczucie wartości i huśtawki nastroju, plus niemoc patrzenia na tego chłopaka jestem smutna i zła, nie potrafię śmiać się z innymi, sama siebie pogrążam. Błędne koło. Dodam, że jestem sama z tym problemem. Tata nie na takie rozmowy, mamie wstydzę się powiedzieć i nie mam ochoty. Nikogo bliskiego więcej nie mam. Rozważałam jakąś terapię u psychologa, która pomogłaby mi się z nim uporać oraz może jakoś bardziej otworzyć na środowisko? (Jestem zbyt zamknięta w sobie, nie potrafię żartować i śmiać się z innymi, wychodzę na ponuraka, mimo iż naprawdę taka nie jestem!). Jednak nie potrafię powiedzieć rodzicom o tych problemach!
I jeszcze jedna rzecz, nie wiem czy przydatna - w dzieciństwie byłam u psychologa, gdyż miałam napady lęku, bałam się, że w nocy będzie pożar, coś się zawali, nieustannie nasłuchiwałam, sprawdzałam wszystko. Miałam wtedy około ośmiu lat i pamiętam, że lekarz powiedział, że na poziome intelektualnym (rozumowanie, byłam bardzo zdolna w szkole) jestem na poziomie jedenastolatka. Jednak na poziomie emocjonalnym plasuję się na poziomie czterolatka. Po jakimś czasie te wszystkie lęki mi przeszły. Tak więc podsumowując, zależy mi na odpowiedziach na dwa pytania - jak się pozbyć tego chłopaka oraz jak przezwyciężyć swój lęk przy występach przed innymi, jak się otworzyć? Czy potrzebny psycholog?