Co się ze mną stało?
Witam! Mam pytanie dotyczące moich emocji, poczucia własnej wartości albo już sama nie wiem czego. Bardzo długo byłam sama, moje kontakty z facetami były raczej krótkotrwale i nic nieznaczące, byłam absolutnie samowystarczalna i szczęśliwa w swoim życiu. Moi rodzice rozstali się, kiedy miałam 10 lat. Od tamtego czasu nieustannie czuję, że płeć męska chce dominować nad kobietami, że je poniża, że w dalszym ciągu kobiety mają mniejsze prawa niż mężczyźni, może nie prawnie, ale dostrzegam to w relacjach międzyludzkich. Cały czas wydaje mi się, że mężczyźni gardzą, nie szanują kobiet, mimo że znam wielu miłych i uczciwych mężczyzn, ciągle myślę, że jednak każdy będzie chciał mnie wykorzystać. W końcu poznałam faceta, w którym się zakochałam, nasza znajomość, bardzo intensywna, trwała niedługo, parę miesięcy. Musiałam ją szybko zakończyć, bo czułam się bardzo niepewnie. Ostatecznie znajomość ta odnowiła się po roku, teraz jesteśmy ze sobą 3 rok. Jestem z nim bardzo szczęśliwa, ale wiele razem przeszliśmy, wypowiedzieliśmy wiele nieprzyjemnych słów w stosunku do siebie. Z jednej strony wiem, że bardzo mnie kocha, nie martwię się o takie rzeczy jak zdrada. Z drugiej strony zastanawiam się, czemu kiedyś powiedział mi wiele raniących słów i stworzył też takie sytuacje. Obecnie nasz związek jest dla mnie ciągłą walką ze sobą. Ciągle czuję się przy nim gorsza. On ma wiele znajomych, do których może jeździć, wiele pomysłów, które stara się realizować, wiele marzeń, wydaje mi się, że więcej możliwości. Wszystko co robię, przy nim wydaje się nieistotne i nieciekawe. Kiedy się pokłócimy, on jedzie do znajomych, a ja siedzę w domu. Kiedy on chce wyjechać za granicę do pracy — nie ma wątpliwości. Jeśli ja chcę jechać, boję się tej rozłąki. Co ze mną jest? Dodam jeszcze, że on też nie miał łatwego dzieciństwa i wiele miesięcy minęło nam na kłótniach. Faktem jest też to, że zawiódł mnie niewiele razy, że nie okłamuje mnie, a jeśli nawet to zrobi, przyznaje się do tego po paru dniach. Wydaje mi się, że nasze rozstanie nie byłoby dla niego żadnym ciosem, mimo że jesteśmy już razem długo, dużo nas łączy i mówi, że mnie bardzo kocha, wydaje mi się, że powiedziałby trudno, podwinął rękawy i zapomniał o ostatnich latach, kiedy dla mnie jest to koniec świata. Czuję się źle ze sobą i nie potrafię się wziąć w garść, ciągle znajduję sobie nowe zajęcia, żeby jak najmniej myśleć, ale i to nie pomaga. Czemu mam w sobie takie uczucia? Czemu nie potrafię się trochę zdystansować i ta relacja tak silnie na mnie działa? Co się dzieje ze mną, że nie jestem taka niezależna i dlaczego cały czas się boję, że on mnie kocha mniej albo że kiedyś zostanę sama?