Co z moją miłością?

Witam, mam 22 lata i od 4 lat choruję na depresję. Dzięki psychoterapii i farmakoterapii doszłam do siebie i wtedy zakończyłam długi związek z chłopakiem, z którym nigdy nie byłam tak naprawdę szczęśliwa. Już wtedy bardzo podobał mi się mój obecny partner, chociaż uznawałam, że on nigdy na mnie nie spojrzy, że to zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. W końcu stał się cud, poznaliśmy się i zaczęliśmy się spotykać, spędzaliśmy wspólnie każdy dzień. Po raz pierwszy w życiu mogłam powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwa, że mam granitową pewność, że to ten jedyny, że to na niego całe życie czekałam.

Zresztą to cudowny człowiek, mądry, dowcipny, przystojny, niesamowicie troskliwy i we mnie zakochany, a ja w nim do szaleństwa, czułam, że jestem prawdziwą szczęściarą, że na niego trafiłam, to dodawało mi skrzydeł. Cieszyłam się, że wreszcie jestem czegoś pewna jak nigdy dotąd. Marzyłam o tym, że on mi się oświadczy, że to będzie najcudowniejszy dzień mojego życia. Niestety był we mnie lęk, że ja to zepsuję, że znowu będę miała wątpliwości tak jak w poprzednim związku. Faktycznie, raz miałam małą załamkę i płakałam strasznie, że nie wiem co czuję itd., ale poszłam do psychologa i mi to odeszło całkowicie.

No i ostatnio stało się najgorsze. Postanowiłam, że już czas spróbować żyć bez citabaxu, bo przez 2 lata brałam codziennie dwudziestkę. Oczywiście skonsultowałam się z lekarzem. Z tydzień było dobrze, a potem równia pochyła. Zaczęłam płakać z różnych powodów, że mój facet kiedyś umrze, że nie jestem dość dobra dla niego, że muszę mu opowiedzieć o wszystkich błędach, jakie popełniłam kiedyś, no i ogromny lęk, że przez to on mnie zostawi. Kiedy już było tak, że nie mogłam wyjść z domu, sięgnęłam po leki, przez 3 dni je przyjmowałam, po czym psycholog powiedział, żeby jednak ich nie jeść i spróbować psychoterapii.

Zgodziłam się, wróciłam do domu, jakoś się uspokoiłam, przyszedł mój chłopak, spędziliśmy fajny wieczór, jak zawsze. Następnego dnia rano poczułam dławiący lęk i wtedy pojawiła się koszmarna myśl: to wszystko bez sensu, bo i tak go nie kocham, muszę odejść jak najszybciej. Kompletnie się załamałam, nie mogę spać, jeść, tylko ciągle mam te myśli, od rana do wieczora, nie mogę od nich uciec i cały czas płaczę, mam poczucie bezsensu, braku nadziei, boję się z nim spotykać.

Jak to możliwe, żeby z dnia na dzień tak wszystko runęło? Co z tą miłością, która była dla mnie wszystkim? Mój psycholog ma taką koncepcję, że po śmierci taty boję się wchodzić w związki, bo mogę zbyt wcześnie stracić ukochanego i gdy jest dobrze, ja muszę odejść sama. Byłam u psychiatry i kazał mi wrócić do citabaxu, biorę od trzech dni i boję się, że mój związek nie przetrwa. Tak bym chciała poczuć znowu to ciepło i spokój, który jeszcze przed tygodniem mnie wypełniał, a z dnia na dzień odszedł. Piszę, ponieważ chciałam poznać opinię jakiegoś innego specjalisty. Czy odnajdę spokój przy moim Słonku?

KOBIETA, 22 LAT ponad rok temu

Witam Panią!

Uważam, że w Pani sytuacji podstawą jest psychoterapia. Myślę, że wątpliwości dotyczące Pani uczuć i związku należy potraktować jako sygnał nawrotu choroby lub zbyt wczesnego przerwania leczenia. Wierzę, że odzyska Pani dawną kontrolę nad emocjami, ale to będzie wymagało od Pani wytrwałości, cierpliwości i nastawienia na pełną współpracę w trakcie terapii. Moim zdaniem, w Pani przypadku, psychoterapia poznawczo-behawioralna dałaby najszybsze i najtrwalsze efekty.

Wspomina Pani o śmierci taty, kóra może mieć wpływ na Pani przekonania. Jest to prawdopodobne, ale na podstawie samego listu nie mogę wiele więcej powiedzieć.

Cieszę się, że ma Pani wsparcie w swoim chłopaku. To bardzo istotny czynnik, który wspomaga leczenie. Sugerowałabym, aby uzbroiła się Pani w cierpliwość, również do samej siebie. Jeśli obawia się Pani o swój związek, może warto byłoby rozważyć ewentualność odbycia kilku wspólnych sesji terapeutycznych. Pani chłopak czułby się prawdopodobnie lepiej, gdyby uzyskał wsparcie ze strony psychologa. Wydaje mi się również, że dobrze byłoby, gdyby psycholog udzielił Pani chłopakowi wskazówek, w jaki sposób powinien reagować, aby pomóc Pani wygrać z chorobą.

Pozdrawiam.

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty