Co z tym zrobić? Jak zaakceptować siebie?
Zacznę od początku. Gdy moja matka 17 lat temu zaszła w ciążę, mój ojciec ją zostawił, więc wychowywałam się w niepełnej rodzinie. Jestem pod prawną opieką dziadków, bo kiedy miałam 11 lat moja, mama uciekła z domu, aby móc żyć na kocią łapę z jakimś mężczyzną. Myśleliśmy, że zaginęła. Po pół roku odnaleźliśmy ją, a ja błagałam ją na kolanach, by wróciła do domu - ona jednak stanowczo powiedziała 'nie'. W podstawówce byłam przez to upokarzana i przezywana (mówiono mi jeszcze, że jestem brzydka). Nikt nie chciał się ze mną zadawać. Później okazało się, że facet, z którym była moja rodzicielka, idzie do więzienia, więc wróciła do nas. Okazało się, że była w ciąży, po paru miesiącach urodził się mój młodszy, przyrodni brat. Miesiąc po narodzinach brata moją prababcię przejechał samochód. Po tym incydencie było ze mną jeszcze gorzej. Pominę więcej faktów na temat mojego życia . Kiedy ukończyłam gimnazjum, nie wiedziałam, do jakiej szkoły się wybrać. Koleżanka zaproponowała mi, żebyśmy poszły razem do jednego technikum. Mimo iż zawód mi nie pasował, złożyłam dokumenty razem z nią. Już od 1 września czułam się w nowej klasie jak intruz, tak zostało do teraz. Niestety, nie mogę się przenieść do innej szkoły, ponieważ mam za dużo jedynek (głównie z przedmiotów zawodowych i ścisłych, w końcu zawód mi nie pasował) . Męczę się, nikt nie chce ze mną rozmawiać, a i wspomniana na początku koleżanka nie jest zbyt miła w stosunku do mnie. Nie radzę sobie. Nie potrafię zaakceptować siebie taką, jaką jestem (to przez to, jak traktowali mnie w podstawówce i gimnazjum). Obwiniam się o to, że mój ojciec zostawił moją matkę, moim zdaniem, gdybym się nie pojawiła, byliby nadal razem. Obwiniam się o ucieczkę mojej matki. Nie potrafię pogodzić się z tym, co stało się z moją prababcią, mimo iż od jej śmierci minęły 3 lata. Nie potrafię radzić sobie w szkole, w której zawód mi nie odpowiada, mam same jedynki i nikt mnie nie lubi. Coraz rzadziej chodzę do szkoły, bo nie mam już siły na nic, nie mam siły żyć. Jak sobie z tym wszystkim poradzić? Jak zaakceptować samą siebie? Jak się podnieść i iść dalej? Pomocy :(