Co ze mną? Czy będę jeszcze szczęśliwa?

Witam! Mam problem i nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Czuję tylko smutek, cały czas płaczę, nawet jak śpię, płaczę przez sen. Może zacznę od początku. Trzy lata temu rozstałam się z narzeczonym, bo się zakochałam. Głupia byłam. Nowo poznany chłopak okazał się z innej bajki, zupełnie do siebie nie pasowaliśmy, ale zostaliśmy przyjaciółmi do dnia dzisiejszego. Jedynym plusem było to, że rozstałam się z narzeczonym, bo i tak nic by z tego nie było. Potem przez chwilę byłam sama, aż poznałam chłopaka. Zaczęliśmy się spotykać i wszystko powoli zaczęło się układać. Los chciał, że w tym samym czasie mój kolega wyznał mi miłość, co było dla mnie szokiem, bo po każdym, ale po nim nigdy bym się nie spodziewała. On też mnie zawsze interesował, ale nie myślałam o nim, bo miał dziewczynę i miał brać ślub. Nie wiedziałam, co robić, bo już zaczęłam się z kimś spotykać i nie chciałam tego przerywać, bo chciałam go lepiej poznać, żeby później nie żałować. I tak też się stało. Zanim się obejrzałam, a już wynajęliśmy mieszkanie i zamieszkaliśmy razem. Było coraz trudniej, bo cały czas przewijał się mi przez głowę mój kolega. Krzysiek, bo tak ma na imię chłopak, z którym zamieszkałam, bardzo mnie kochał, przynajmniej tak mi się wydawało. Okazywał to na każdym kroku, było naprawdę super. Ale mi było mało, ciągle myślałam o moim koledze (zaznaczę tylko, że znaliśmy się wiele lat i bardzo wiele nas łączyło). Razem z Krzysiem postanowiliśmy, że weźmiemy kredyt i kupimy razem mieszkanie. Ja postanowiłam, że zakończę definitywnie (on nigdy nie miał pojęcia o moim koledze Pawle) znajomość z kolegą i podjęłam decyzję, że skupię się wyłącznie na Krzysiu. I tak zrobiłam. W końcu odebraliśmy mieszkanie, przeprowadziliśmy się do niego. Paweł również zaczął układać sobie życie (co zaczęło mi przeszkadzać). I tak toczyło się życie, raj, chłopak mnie kochał, nigdy mnie nie oszukał, niczego nam nie brakowało. Wyjechaliśmy na wakacje, oświadczył mi się. Niby cudownie, a jednak. Zaczął mnie nagle denerwować, nie chciałam się z nim kochać, on cierpiał, ja się wymigiwałam, że boli mnie głowa czy coś tam. W końcu zaczęłam mieć jakieś dziwne stany. Zaczęłam bać się, że podjęłam złą decyzję z Krzysiem, że moje miejsce jest przy Pawle. Pewnego dnia po wielu kłótniach przyjechali rodzice Krzysia w rocznicę zaręczyn, a ja oświadczyłam, że mam już tego dosyć, że chcę wszystko zakończyć, że zostawiam mieszkanie i wyprowadzam się. Zaznaczam, że wszystko odbywało się wielkich nerwach i dlatego tak się potoczyło. Wybuchłam po prostu, bo mama Krzysia we wszystko się wtrącała, on był od niej uzależniony, mi to przeszkadzało, decydowała o wszystkim, nawet kafelki nam wybierała. Próbowali ze mną rozmawiać, żebyśmy spróbowali, że szkoda tego wszystkiego, że Krzyś bardzo mnie kocha, ale ja nie i swoje. Nie miałam żadnych argumentów, więc powiedziałam, że coś się wypaliło. I wtedy Krzyś powiedział, że jeżeli teraz podejmę taką decyzję, to już będzie nieodwracalna. I tak było. Odeszłam. Już po tygodniu zaczęłam cierpieć, tęsknić, pojechałam, chciałam rozmawiać, ale on był nieugięty. Powiedział, że mnie kocha, ale go upokorzyłam i MAMA mu wytłumaczyła, że ja go nie kocham i nie było mu ze mną dobrze. To nieprawda, ja go kochałam i było nam dobrze, może nie pod koniec, ale zawsze. Potem już robiłam z siebie tylko idiotkę, byłam namolna, on wykorzystał moment, że to ja za nim latam, on się zdystansował. Spłacili mi marne grosze, mieszkanie przepisaliśmy tylko na Krzysia, ja zostałam z niczym. Czułam się bezradna i nagle znów pokazał się Paweł. Zaczęliśmy się spotykać, on się bardzo zaangażował, długo czekał na mnie, więc oszalał. Nosi mnie na rękach, mówi, że bardzo kocha, ja nie chcę go ranić, ale on widzi, że non stop płaczę. Pyta, czy za Krzyśkiem, ja zaprzeczam. Jestem jakaś trefna, wszystkich ranię. Najgorsze, że wciąż myślę o Krzysiu, bardzo mi go brakuje. Minęło już 5 miesięcy, a mi nic nie przechodzi, nie mogę funkcjonować, zawalam pracę, szef mnie opieprza, bo ciągle siedzę zapłakana, a obsługuję klientów i powinnam normalnie wyglądać. Moi rodzice denerwują się, nie chcą, żebym cierpiała, mówią, że Krzyś wyrządził mi po rozstaniu tyle krzywdy, że powinnam nawet nie chcieć go znać. Bo to prawda, po rozstaniu było strasznie. Mama Krzysia dała nam wszystkim popalić, załatwiała wszystko za niego, wydzwaniała do moich rodziców, żeby jak najszybciej formalnie oddać mu mieszkanie, żebym tylko się nie rozmyśliła. Odnoszę wrażenie, że nawsadzała mu do głowy różne rzeczy, ma wielki wpływ na niego. Zabroniła się ze mną spotykać. On od czasu do czasu i tak się ze mną widuje, oczywiście nie wspomina o tym mamusi. Teraz Krzyś chce, żebyśmy byli przyjaciółmi, powiedział mi ostatnio, że jestem i będę dla niego bardzo ważna i zawsze mi pomoże, nawet zaczął szukać mi mieszkania i załatwiać mi kredyt. Czasem widzę w jego oczach coś takiego, taki wzrok, jakim kiedyś mnie obdarzał, ale na moje pytanie, czy czuje coś do mnie jeszcze, mówi, że nie chce o tym rozmawiać i żebym zaczęła układać sobie życie. Mówi, że na razie chce być sam. Boże, ja już mam tego dosyć, nie chcę żyć, nawet przestałam wierzyć w cokolwiek. Chciałabym cofnąć czas, popełniłam błąd, ale każdy popełnia. Dopiero po stracie i po tym, jak on mnie odrzucił, czuję, że straciłam coś najważniejszego, KOCHAM GO, nie poradzę sobie z tym, nic mnie nie cieszy, ciągle ryczę. Czy to początek depresji, czy mam szansę na szczęście, czy życie da mi szansę wyprostować wszystko? Pomóżcie, ja nie mam z kim o tym porozmawiać. Przepraszam za błędy i ogólny chaos, ale nie dam rady tego wszystkiego opisać i ledwo co widzę, bo piszę to przez łzy.

KOBIETA ponad rok temu

Witam!

Myślę, że Pani problem nie leży ani w związku z Krzysiem, ani w związku z Pawłem, tylko w braku świadomości własnych potrzeb. Moim zdaniem, warto byłoby, aby zastanowiła się Pani, czego oczekuje od związku, jakie są Pani potrzeby, jak wyobraża sobie Pani własną przyszłość. Być może dobrym pomysłem byłaby rozmowa z psychoterapeutą, który zwróciłby Pani uwagę na aspekty, których dotychczas Pani nie zauważała, a które odgrywają ważną rolę w podejmowanych przez Panią decyzjach.

Dopóki nie znajdzie Pani odpowiedzi na powyższe pytania, sugerowałabym, aby nie angażowała się Pani w kolejne związki, gdyż w Pani obecnym stanie emocjonalnym, mogą one się zakończyć jeszcze większym cierpieniem niż dotychczas. Tym samym szczerze namawiam do poszukania wsparcia ze strony psychoterapeuty.

Pozdrawiam Panią ciepło!

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty