Czy cokolwiek jest mi jeszcze w stanie pomóc?
Witam, nazywam się Justyna i mam 19 lat. Mam depresję od około czterech lat. Starałam się radzić sobie z nią samodzielnie, jednak nawet gdy zdarzała się poprawa, była ona tylko chwilowa. Teraz mój stan jest tragiczny. Nie widzę żadnego sensu w życiu, jestem ciągle zmęczona i nic mi się nie chce. Dni przemijają, a ja stoję w miejscu, choć chciałabym zrobić mnóstwo rzeczy. Myśli samobójcze mam niemal każdego dnia. Uwielbiam się zatracać w innym świecie, tzn. mogę godzinami leżeć i wyobrażać sobie, że jestem kimś innym i żyję gdzie indziej. Taką moją stałą "zabawą" jest świat Naomi Campbell. To głupie, ale wolę "być" Naomi niż sobą. Jakieś dwa miesiące temu odważyłam się wreszcie pójść do psychiatry, poświęcił mi 5 minut. Nie zdążyłam nawet do końca wyjaśnić, jak się czuję. Zapisał mi leki, w których pomoc bardzo wierzyłam. Niestety, po zaledwie kilku dawkach zemdlałam w łazience, więc postanowiłam je odstawić. Poza tym, czy leki są mi w stanie pokazać sens życia? Nie sądzę. Czuję się okropnie nawet pomimo tego, że jestem z kimś, kogo bardzo kocham i jest nam dobrze. Poza tym prawie nie mam znajomych. Zazdroszczę innym, że mogą wychodzić z różnymi ludźmi itp. Ja mam w swoim życiu tylko jedną osobę (nie licząc rodziny oczywiście). Jakoś dziwnie się czuję w obecności ludzi. Nieswojo. Zawsze mam ochotę uciec i staję się milcząca i zamknięta w sobie, gdy jestem w towarzystwie. Ponadto podejrzewam u siebie również nerwicę, jednak to chyba mój najmniejszy problem. Aha, zapomniałam wspomnieć, że ogólnie jestem raczej w stanie apatii i staram się jakoś iść do przodu, ale regularnie, co kilka miesięcy, a teraz już tygodni, przychodzi załamanie. Właśnie teraz je mam, siedzę i płaczę, patrzę na leki i zastanawiam się, czy po prostu nie wziąć ich wszystkich naraz. Ale jestem tchórzem. Nie potrafię się nawet zabić. Proszę, niech ktoś mi pomoże. Przepraszam za błędy i niespójność wypowiedzi, jestem zbyt roztrzęsiona, żeby się nad tym zastanawiać.