Czy i jak poradzić sobie z mamą?

Witam, mam 23 lata. Mieszkam od zawsze z mamą. Miałyśmy kiedyś przerwę półroczną, spowodowaną tym, że wyprowadziłam się do swojego faceta. Czemu? Bo nasze relacje są jak huśtawka... Wszystko zaczęło się w okresie, kiedy to moja mama przeszła operację usunięcia jajników i macicy. Łatwo by było zgonić wszystko na hormony. Ale to zbyt proste. Mama jest po rozwodzie, od zawsze miała we mnie oparcie i od zawsze, odkąd się kłóciłyśmy, zawsze to ja pierwsza wyciągałam rękę, bo nie potrafię żyć z nią w konflikcie. Jednak ostatnio staje się do nie do zniesienia. Jestem od 2 miesięcy bez pracy. Nie jest tak, że się nie staram jej znaleźć, mam nawet zapewnioną od kwietnia, więc jest to tylko kwestia czasu. To także mnie dołuję, ale jest to inna kwestia. Chodzi mi głównie o stosunki z mamą. O wszystko się czepia. Przykład? Ostatni weekend, jak zawsze, spędziłam u mojego faceta. Aby uniknąć wyrzutów, pisałam jednego SMS-a dziennie z zapytaniem o plany i samopoczucie. Wczoraj wróciłam wieczorem do domu, usiadłam, opowiedziałam, jak spędziłam te dni. A mama z łaską mi odpowiadała na pytania, by później zarzucić mi, że nie pożałowałam jej, kiedy napisała, że źle się czuje i że wczoraj wieczorem nie napisałam jej SMS-a. Były Walentynki myślałam, że podobnie jak ja, spędza miło czas ze swoim partnerem. Kiedy ja jestem ze swoim, staram się wyłączyć, nie myśleć o tym, że moja matka stara się na każdym kroku wywoływać u mnie falę współczucia, że przy każdej kłótni wypomina mi to, że nie mam pracy i powinnam się wyprowadzić skoro tak jej nienawidzę. Nie jest to przyjemne, po każdej takiej akcji mam okropnie silne bóle głowy z tyłu, które wręcz wyciskają mi łzy z oczu. Tracę ochotę na cokolwiek i mam wrażenie, że rozsypuję się na milion kawałków. Gdybym miała pracę i środki finansowe, wyprowadziłabym się choćby na pokój do obcych. Byleby tylko nie przeżywać tego z taką częstotliwością. Kocham ją, zawsze tak było i będzie, jednakże nie mogę zrozumieć, czemu wyżywa się na mnie za każdą swoją porażkę/ból czy nie udany dzień. Ja też miewam gorsze i wolę to zapisać w pamiętniku lub wypłakać się w poduszkę. Nie mogę sobie z tym poradzić. I nie wiem już jak się zachowywać, postanowiłam, że zignoruję to, że wczorajszy konflikt był przełomem, bo nie zrobiłam nic, za co musiałabym przeprosić, więc zdaje się, że czekają nas długie ciche dni... Obawiam się o swoje zdrowie, wcześniej miałam depresję przez ojca, jestem bardzo wrażliwa, szybko płaczę i wszystko mocno przeżywam... Boję się czy znów nie mam jakiejś nerwicy.

KOBIETA, 23 LAT ponad rok temu

Witaj!

Opisany przez Ciebie problem spędza sen z oczu wielu córkom i, niestety, bardzo trudno jest się z niego wyzwolić. Problem ten dotyka w szczególności jedynaczki, które prowadzą samotną walkę z jednej strony z własną mamą, z drugiej strony z wyrzutami sumienia. Najgorsze jest to, że taka splątana relacja z mamą potrafi doprowadzić do rozpadu związek, nawet małżeństwo córki (opisałam kiedyś ten problem od strony syna). Dlatego cieszę się, że zdecydowałaś się do nas napisać.

Na temat relacji matki i córki można napisać grubą książkę, może nawet kilka. Postaram się jednak w skrócie nakreślić najważniejsze aspekty sprawy.

Po pierwsze, od dnia narodzin włącznie, dzieci oddalają się od swoich rodziców. Jest to naturalna sprawa, co więcej, rodzice powinni zachęcać swoje dzieci do samodzielności, ponieważ wychowują je nie dla siebie, ale dla świata. "Uwieszanie się" na własnych dzieciach jest niczym innym jak lękiem przed samotnością. Jednak z tym problemem rodzice muszą radzić sobie sami, zaś zrzucanie go na dzieci można spokojnie nazwać egoizmem.

Opisany przez Ciebie problem znany jest pod hasłem syndromu pustego gniazda. Dotyczy on rodziców, których dzieci osiągnęły dorosłość i wyprowadziły się z domu, bądź zaraz to zrobią. Dojrzali rodzice pomagają dzieciom w usamodzielnieniu się i tym samym otwierają nowy etap swojego życia, którym potrafią i chcą się cieszyć. Natomiast rodzice niedojrzali, za wszelką cenę próbują powstrzymać proces usamodzielniania się dzieci, gdyż sami nie potrafią lub nie chcą samodzielnie funkcjonować.

W przypadku Twojej mamy operacja usunięcia jajników mogła w sposób znaczący przyczynić się do nasilenia problemu, jednak nie z powodu hormonów, ale z powodu utraty poczucia kobiecości i związanego z nią lęku.

Zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacja z mamą jest dla Ciebie obciążająca, jednak jej zmiana będzie wymagała bardzo dużo pracy (głównie nad sobą) i bardzo dużo czasu (mierzonego nawet latami). Dobrze byłoby, abyś znalazła wsparcie w bliskiej osobie lub psychoterapeucie. Jedyną możliwością zmiany - uzdrowienia Twojej relacji z mamą jest wyznaczenie zasad oraz granic, których ani mama, ani Ty nie będziesz przekraczać. W tej kwestii pomocna mogłaby się okazać współpraca z psychoterapeutą, gdyż funkcjonując w tej relacji od długiego czasu, możesz mieć trudności z określeniem własnych potrzeb i własnych granic.

Weź też proszę pod uwagę to, że ulegając emocjonalnemu szantażowi mamy, nasilasz tylko problem. W ten sposób bowiem pokazujesz mamie, że nie istnieją granice, których nie może przekroczyć.

Podstawą do rozpoczęcia pracy nad zmianą tej relacji jest uwolnienie się od wyrzutów sumienia. Dopóki będziesz czuła, że żyjąc swoim życiem krzywdzisz mamę, dopóty sytuacja nie ulegnie zmianie. Jest to najtrudniejsza część całego procesu. Dlatego bez wsparcia ze strony bliskiej osoby lub psychoterapeuty, trudno ruszyć z miejsca, gdyż zawsze w uszach pogrywa myśl "przecież mama ma tylko mnie, jestem jej to winna".

Im wcześniej rozpoczniesz pracę nad zmianą relacji z mamą, tym będzie to dla wszystkich łatwiejsze. Twoja mama z każdym rokiem coraz trudniej będzie akceptowała jakiekolwiek zmiany, tym samym jej zachowania będą się coraz bardziej polaryzować i stawać częścią jej osobowości.

Pozdrawiam Cię ciepło i trzymam kciuki za poprawę sytuacji!

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty