Czy mam bpd?
Mam 29 lat. Od jakiegoś czasu stwierdziłam, że coś jest ze mną nie tak. Poznałam mężczyznę, z którym aktualnie jestem zaręczona. Na początku znajomości wszystko było OK, uważałam go za ideał, ale po jakimś czasie zaczął się koszmar. Zaczęłam widzieć u niego same wady. Robię aferę z byle powodu. Na przykład, że wydaje pieniądze, które sam zarabia (mam też lęk przed wydawaniem pieniędzy, bo ciągle się boję, że mi zabraknie), że coś nie tak robi i ja od razu krytykuję, mówię, że i tak tego nie zrobi, bo nie potrafi. Raz zrobiłam awanturę, że w kałuży stanął, jak mnie do pracy odwoził. To skończyło się moją furią. Wygarnęłam mu wszystkie najgorsze rzeczy, nie chciałam go więcej widzieć, powiedziałam, że to koniec, a po kilku godzinach dzwoniłam, żeby wrócił. Przeraziła mnie wtedy myśl, że sama będę, że osoba, którą kocham, już nie wróci do mnie. Czułam paniczny strach, ale udało się pogodzić. Wiem, że mnie kocha, ale boję się np. przytulić, wyjść pierwsza z inicjatywą, ponieważ boję się odepchnięcia w tej jednej chwili. Boję się, że znajdzie sobie inną, że do niej odejdzie, a ja zostanę sama. Codziennie rano budzę się z panicznym strachem w środku, jakbym ciągle się czegoś bała, i nie wiem czego. Własna matka mi powtarza, że nie da się ze mną rozmawiać, bo od razu krzyczę. Wszystko odbieram jako atak na siebie i zawsze muszę się bronić. Myślę po swojemu, chciałabym tak zrobić, ale po słuchaniu innych, mam wodę z mózgu zrobioną, i w rzeczywistości robię tak, jak inni chcą. Nie pamiętam dobrych rzeczy z dzieciństwa, tylko same najgorsze. Wczoraj nawet rodzicom wygarnęłam, to stwierdzili, że w ogóle tego nie pamiętają, że ja sobie wymyśliłam. Nie mam przyjaciół ani znajomych, bo wydaje mi się, że każdy jest do mnie wrogo nastawiony, to po co z takimi ludźmi się zadawać. Ze wszystkiego robię wielki problem. W każdym uczynku innych podejrzewam podstęp. Jeśli coś mnie boli, to wyładowuję się na innych, bo przecież najlepiej się wyżyć. Mam milion myśli na sekundę i wszystko muszę robić perfekcyjnie, bo inaczej uważam to za porażkę. Nic sobie nie daję powiedzieć, bo wszystko traktuję jako krytykę, wtedy od razu krzyczę, nie dopuszczam do siebie, że ktoś ma rację, bo myślę, że tylko ja ją mam. Mam huśtawki nastrojów, potrafię w sekundę na zawołanie się rozpłakać, do tego impulsywna, chaotyczna, nerwowa, myślę jedno, robię drugie. Nie wiem w ogóle, co się ze mną dzieje.