Czy mogę całkowicie zmienić swoje życie na lepsze - na normalne?!

Mam 26 lat i nie wiem, co dalej.W 2002 skończyłam szkołę średnią, potem rozpoczęłam jedne studia, przerwałam po 1,5 roku, następnie kolejne - przerwałam po paru miesiącach, i jeszcze kolejne - przerwałam po paru miesiącach. Za każdym razem ogarniał mnie lęk i pewność, że nie dam sobie rady. Kładłam się do łóżka i już nie szłam na uczelnię, w ogóle nie byłam w stanie nic robić, nie myłam się, nie chciałam jeść. Rodziców nigdy nie miałam. Z matką rozstałam się, mając 12 lat - przeniosłam się do babci, potem do ojca alkoholika (babcia miała raka), a potem mieszkałam w internacie prowadzonym przez siostry zakonne. Jak miałam 17 lat, babcia zmarła, a ja bardzo chciałam odejść wraz z nią - przez około rok chodziłam do niej do hospicjum. W końcu tuż przed maturą próbną się odważyłam i zażyłam leki - nic mi się nie stało - niestety. Zdałam maturę i po niej poszłam na pierwsze studia - jeszcze po drodze sprawa w sądzie o alimenty na studia od ojca i matki. Komornik - co jakiś czas, bo tatuś płacić nie chciał, nauka, stres, doły i brak stałego zameldowania. I w ogóle dużo bym napisać musiała. Mieszkam tam, gdzie po maturze - wynajmuję z moim chłopakiem, mam od listopada 2009 r. stały meldunek - nie jestem już osobą bezdomną i mogę szukać pracy - tyle, że ja się wszystkiego boję - ludzi, stresujących sytuacji, rzadko wychodzę z domu, nic mi się nie chce, nie potrafię nawet ogarnąć bajzlu we własnym pokoju, nie chce mi się żyć i w ogóle jest do d****. Czuję się tak, jakby mnie w życiu już nic nie czekało. I ta myśl, ciągła i niezmienna, że nic nie umiem, nic nie potrafię, z niczym sobie nie dam rady. Mój chłopak mnie wspiera - tak myślę - choć nigdzie mnie nie zabiera - w sensie do ludzi. Jemu się układa - ma pracę, w której się rozwija - często jest w delegacji - a ja czuję się samotna i SAMOTNA. I te ciągłe lęki, obawy co dalej. Najgorzej jest rano - bo kolejny dzień muszę tu przeżyć - a raczej przemęczyć - takie życie jest bez sensu, ale boję się co po tamtej stronie, co kiedy nas już nie ma??? Leczyłam się już na depresję u psychiatry, potem przestałam i znów, i znów, ale u psychoterapeuty nie byłam. Mam iść w poniedziałek. Zobaczymy. POZDRAWIAM WSZYSTKICH, KTÓRZY MAJĄ TU CIĘŻKO I ŻYCZĘ OPTYMIZMU, SOBIE RÓWNIEŻ.

KOBIETA, 26 LAT ponad rok temu
Mgr Joanna Żur-Teper
60 poziom zaufania

Witaj!
Sytuacja opisana przez Ciebie jest bardzo trudna. Rozumiem, że jest Ci bardzo ciężko – brak rodziców, śmierć babci, to bardzo bolesne doświadczenia. Nakłada się tu wiele problemów. Spróbuj porozmawiać z chłopakiem – otworzyć się przed nim. Zaproponuj mu jakieś wspólne wyjście, poproś, żeby gdzieś Cię zabrał. Nie mów sobie, że „nic nie umiesz, nic nie potrafisz, z niczym nie dasz sobie rady”, bo jest to oczywistą nieprawdą. Pomimo Twojej ciężkiej sytuacji udało Ci się skończyć szkołę i zdać maturę. Zaczęłaś studia, dostałaś się na nie – nie każdemu się to udaje! Nie każdy także od razu znajduje tę jedną, wymarzoną uczelnię. Znalezienie swojej drogi często jest okupione bólem i wieloma nietrafionymi wyborami.
Najważniejsze, co w tej chwili powinnaś zrobić, to zacząć walczyć z chorobą. Cieszę się, że próbowałaś się już leczyć na depresję. Walka z nią jest specyficzna i bardzo ważne jest trzymanie się przepisanych leków i przestrzeganie zaleceń lekarza. Rozumiem, że wymaga to wielkiej dyscypliny i jednocześnie wiem, że przy depresji jest to szczególnie trudne. Bardzo dobrze, że zdecydowałaś się na psychoterapię – w połączeniu z leczeniem farmakologicznym jest najskuteczniejszą formą walki z depresją. Możesz także rozważyć terapię grupową lub udanie się do grupy wsparcia – często samo obcowanie z osobami, które borykają się z podobnymi problemami podnosi na duchu i pozwala inaczej spojrzeć na własne życie.
Nie poddawaj się, nie bój się prosić o pomoc i walcz z chorobą! Trzymam za Ciebie kciuki i życzę powodzenia!
 

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty