Czy mój mąż jest uzależniony od seksu, czy to tylko objaw "niebezpiecznej 40-tki"?
Mam 30 lat i od 5 lat jestem w związku małżeńskim z 12 lat starszym mężczyzną. Mąż zawsze miał duże potrzeby seksualne. Nie był nigdy żonaty; jego życie przede mną składało się z weekendowych wypraw po dancingach i "zaliczaniu" panienek. Chwalił mi się, że kiedyś doliczył się ponad 130 takich podbojów. Wiedziałam też, że lubi oglądać filmy porno. Powiedział mi również, że był kiedyś w klubie swingerskim w okolicy Amsterdamu. Namówiła go to tego jedna z jego "stalych" kobiet (gdy nie miał nikogo innego, sypiał z nią). Opowiadał, że jest to niesamowite przeżycie, oglądać ludzi uprawiających seks. Wiedząc to wszystko, miałam duże obawy przed ślubem, ale mąż powiedział mi, że teraz chce zacząć życie na nowo i ja jestem dla niego najważniejsza. Dodam, że ja również lubię seks, i mąż namówił mnie przed ślubem do odwiedzenia takiego klubu swingerskiego, gdzie głownie oglądaliśmy inne pary i kochaliśmy się we dwoje w zamkniętym pomieszczeniu (nas nikt nie widział). Nie byłam podniecona patrzeniem, czułam się jak reporter. W dodatku pot ciał odrzucał mnie. A kiedy kochaliśmy się w osobnym pokoju, nie mogłam przestać myśleć, że nasze prześcieradło jest dużo bardziej czyste... Jakiś rok po ślubie mąż zaczął się zmieniać. Domaga się wizyt w klubach swingerskich lub zapraszanie innych par do domu na małe co nieco. Chce to robić co 2 tygodnie minimum (wołałby co tydzień). Codziennie po pracy musi przynajmniej na kilka minut zajrzeć na portal swingowy, żeby zobaczyć czy ktoś do nas nie napisał i obejrzeć zdjęcia nowych par. Wymaga, żebym biegała. Mówi, że lubi zadbane kobiety, ale ja wiem, że on chce, żebym ja wyglądała dobrze dla innych par (łatwiej jest znaleźć amantów, jak się jest atrakcyjnym). Ja niestety nie jestem osobą z natury asertywną i to jest moja wada. Oscylujemy pomiędzy kłótniami i moja zgoda na pójście do klubu dla świętego spokoju. Jeśli stawiam sprawę twardo, mąż przestaje się ze mną kochać (powiedział, że go nie podniecam), robi się niesympatyczny i docina mi z powodu 10 kilo nadwagi. Twierdzi też, że go oszukałam – on myślał, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Boli mnie to, ponieważ wiem, że mam do zaoferowania więcej niż sam seks, ale on zdaje się tego nie widzieć, nasze "porozumienie dusz" to dla niego seks obok innych par. Tłumaczy mi też, że to jest tylko przejściowe, ponieważ za 10 lat będzie miał problemy z erekcją i musi "użyć", póki może. Rok temu powiedziałam, żeby wybierał miedzy klubem a mną, wybrał mnie – na tydzień. Po tygodniu domagał się pójścia do klubu. Twierdzi, że ograniczam go w jego wyborach. Dodam też, że jego apetyt rośnie w miarę jedzenia – teraz chce nie tylko patrzeć, ale zamieniać się partnerami. Do tego stopnia, że kiedy ktoś w portalu napisał "Podoba mi się twoja żona, czy mogę do was dołączyć na 3-go?" mąż wyraził zgodę. To wywołało bardzo burzliwą kłótnię, w wyniku której odwołał tę wizytę. Ale we mnie coś pękło. Mój kochany, wręcz idealny, mąż stał się w moich oczach obcy. To jest człowiek z doktoratem; nigdy nie przypuszczałam, że pod powłoką "pana profesora" żyje tak nikczemna osoba, która nie umie zapanować nad sobą. Ciągle mam przed oczami te sceny i wyobrażam sobie mojego męża, jak te wszystkie ohydne rzeczy ogląda i się podnieca. Przed pójściem do łóżka siedzi na portalu, a potem chce seksu ze mną. Ja myślę, że on przychodzi do mnie mając te zdjęcia przed oczami. Od lat nie miałam orgazmu, przestałam fantazjować. Nasze życie seksualne prawie legło w gruzach. Wszelkie "nowości", które chce w łóżku wypróbować mój mąż, są odbierane przeze mnie negatywnie. Mam dosyć jego komentarzy, ponieważ uważam, że nawet niewinna rzecz wzbudza u mojego męża skojarzenia ze swingiem. Na przykład pojechaliśmy na narty, wynajęliśmy chatkę. Mąż po wejściu: "Popatrz jaki fajny lokal, byłby niezły, wiesz do czego…". Wiem – do zaproszenia kilku par i bara-bara. Jaki on jest płytki... Ostatnio mąż stwierdził, że ponieważ nie widujemy innych par zbyt często w realu (2 razy na miesiąc to jest rzadko), muszę teraz oglądać z nim filmy porno, żeby on miał jakieś urozmaicenie w życiu seksualnym. Ja już nie mogę, brzydzę się seksem, nie mam ochoty spotykać coraz to nowych par i wysłuchiwać, że Kowalscy lubią seks analny. Co mnie to obchodzi!?!?!? Pornoli też nie lubię, nigdy nie lubiłam! Zaczęliśmy rozmawiać na temat rozwodu, ponieważ ja mam dosyć, zbliża się sobota, a ja tylko myślę "Kurczę, znowu będzie chciał wyjść do klubów albo się z kimś spotkać”. Bardzo cieszą mnie imieniny i inne okoliczności, które zmuszają nas do uczestnictwa – przynajmniej mam TO z głowy, a i nie musze się z nim kłócić i wyjaśniać, dlaczego nie chcę tam iść. Większość par swingerskich to pary z wieloletnim stażem, dziećmi itp. Ja mogę sobie wyobrazić, komuś się nudzi po 20 latach. Poza tym fakt, iż maja dzieci ogranicza ich możliwości uczestnictwa w tym życiu – dzieci mają urodziny, zabawy itp. Dlatego większość par spotyka się kilka razy w roku, z tego co rozmawiałam. Mój mąż mówi, że oni na pewno kłamią i robią to dużo częściej, tylko w rozmowach są pruderyjni... Ciekawe czemu. Próbowałam wytłumaczyć mężowi, że moim zdaniem jest uzależniony – nie trafia. Mówię mu, że OK, jeśli musi, to możemy oglądać taką akcję na żywo raz, dwa razy w roku, jako "urozmaicenie", a nie podstawę naszego życia seksualnego. Tłumaczę, że dla mnie to jest za często, że mnie to odpycha – mówi mi, że on musi, bo za kilka lat nie będzie za stary. Czy uważają Państwo, że jego zachowanie jest przejściowe, związane z hormonami około 40-tk,i czy jest on po prostu uzależniony? Czy jego zachowanie jest normalne? Ja jestem bardzo tolerancyjna, ale już mam tego dość i zastanawiam się nad odejściem, jeśli sytuacja się nie zmieni. Czy on jest chory? Czy mogę mu pomoc? Bardzo proszę o pomoc. G.