Czy moje dziecko już mnie nie potrzebuje? Czy to depresja?
Z testów wyszło, że mam ciężką depresję. Od dziecka nie byłam szczęśliwa. Wychowałam się w rodzinie, gdzie ojciec pił odkąd tylko pamiętam, a i moja mama z czasem wcale nie była lepsza. Niby mnie i siostrze niczego nie brakowało, choć były dni, że na jedzenie kasy nie było, ale na piwo się znalazły, ale brakowało mi miłości. Ciągłe wzbudzanie we mnie poczucia winy doprowadziło do tego, że nie potrafiłam normalnie żyć. Dodatkowo miałam jeszcze nadwagę, przez którą czułam się jeszcze bardziej beznadziejnie. W dorosłym już życiu miałam wielu partnerów i przechodziłam z łóżka do łóżka, bo bałam się odrzucenia, chciałam, by ktoś choć na chwilę zwrócił na mnie uwagę i bym choć przez chwilę czuła się szczęśliwa.
Kiedy poznałam mojego obecnego męża i widziałam, jak bardzo mu na mnie zależy, to zdecydowałam się na ślub, mimo iż tak naprawdę go nie kochałam. Po prostu chciałam założyć rodzinę i czuć się w końcu szczęśliwa. Wydawało mi się, że umiem taką rodzinę stworzyć, ale najwidoczniej się pomyliłam. O tym, że jestem w ciąży dowiedziałam się na krótko przed ślubem. Nie byłam tym faktem zachwycona, ale z czasem zaczęłam się cieszyć. Jak urodziłam córkę, to byłam przeszczęśliwa. Nareszcie był ktoś, komu byłam potrzebna i po prostu zwariowałam na jej punkcie. Była dla mnie najważniejsza na świecie, mimo iż ze wszystkim musiałam radzić sobie sama. Z niczyjej strony nie miałam żadnej pomocy.
Jak córka miała 1,5 roku, zmuszona byłam przerwać urlop wychowawczy i wrócić do pracy ze względu na sytuację finansową. Córką zajęła się babcia mojego męża. Od tego momentu moje dziecko zmieniło się nie do poznania. Babcia i teściowa, z którą mieszkamy wychowują moją córkę po swojemu i mała strasznie do nich lgnie. Nawet jak jestem w domu woli być z nimi niż ze mną, nie słucha, jest niedobra, a ja... utraciłam sens życia. Nie mam już dziecka, które jeszcze 2 lata temu tak bezgranicznie kochałam... teraz stało mi się obojętne. Wszystko stało mi się obojętne.
Mój mąż mnie nie rozumie, twierdzi, że przesadzam i wyolbrzymiam wszystko. On nie ma zamiaru wyprowadzać się ze swojego rodzinnego domu, bo tak mu wygodnie, a ja się tu po prostu męczę. Już nawet poza pójściem do pracy nigdzie nie wychodzę, żebym tylko nie musiała się strzasnąć z teściami. Czuję się jakbym była w więzieniu. Nie mam nikogo, komu mogłabym się wygadać, wyżalić. Ostatnio to mam ochotę tylko rzucić się pod nadjeżdżający samochód albo połknąc garść tabletek.