Czy potrzebuję porady psychologa lub psychiatry?

Witam. Mam 25 lat i jestem kobietą. Od pewnego czasu czuję, że z moją psychiką jest coś nie tak. Ciągle chodzę przygnębiona i smutna - ale nie pokazuję tego w towarzystwie. Pośród ludzi zachowuję się normalnie, większość osób, które mnie zna, uważa mnie za wesołą, szczęśliwą i zabawną osobę, co kompletnie nie równa się z tym, co czuję w środku. Nie potrafię z nikim rozmawiać o swoich problemach, o myślach, które mnie prześladują. Wciąż wydaje mi się, że wszystko jest nie tak, jak być powinno - moje zachowanie, moje myśli, wszystko, co dzieje się wokół - w domu czy pośród znajomych. Boję się rozmawiać o tym z ludźmi, bo boję się wyjść na przygnębioną osobę - a takich nikt niestety nie lubi.

Codziennie, kiedy zasypiam, wyobrażam sobie mnóstwo historii o swoim własnym życiu - jak wszystko mogłoby wyglądać. Ale często wyobrażam sobie, że spotyka mnie jakaś ogromna tragedia, że ktoś bliski mi umarł, albo że sama otrzymuję diagnozę o nieuleczalnej chorobie. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Wiem, że nie powinnam sprowadzać na siebie smutnych myśli, a notorycznie to robię. Nie potrafię zaufać ludziom, nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek chciał mojego dobra. Boję się wyrażać emocje i uczucia, bo przeokrutnie boję się odrzucenia. Ale i tak najbardziej boję się tego, że zostanę sama, pozostawiona sobie, i wiem, że z takim problemem sobie nie poradzę. Pomimo tego, że otaczam się ludźmi, czuję, że nikt nie jest moim przyjacielem, nikt mnie kompletnie nie rozumie, a ja najbardziej na świecie chciałabym mieć prawdziwego przyjaciela. Lecz czy coś takiego istnieje?

Porównuję się wciąż do innych, każdy jest ode mnie lepszy, szczęśliwszy, każdy potrafi sobie radzić ze wszystkim, a ja wciąż wypadam bardzo marnie w tym rankingu... Coraz częściej marzę o tym, żeby mieć już 60 lat i żeby ominęły mnie problemy, z jakimi się teraz borykam. Nie potrafię od 8 miesięcy zmobilizować się do napisania pracy magisterskiej, nie potrafię nic zrobić na czas, wiem, że muszę zacząć pracować i zarabiać pieniądze, ale nie widzę w tym żadnego sensu ani celu. Nie mam zielonego pojęcia, co w moim życiu musiałoby się wydarzyć, żebym poczuła się choć trochę szczęśliwa... już dłużej nie potrafię tego ciągnąć, bo zatracam się coraz bardziej we własnym przygnębieniu. Czy jest na to rada? Czy jedynym wyjściem jest udanie się do psychologa?

KOBIETA, 25 LAT ponad rok temu

Witam!

Cóż, obawiam się, że jedynym rozsądnym wyjściem byłaby wizyta u psychoterapeuty. Czytając Pani list, odniosłam wrażenie, że traktuje Pani wizytę u psychoterapeuty jako ostateczność. Ja bym potraktowała taką wizytę jako pierwszą i najważniejszą rzecz, jaką należy zrobić, choćby w celu wykluczenia choroby.

Na podstawie samego listu nie jest możliwe postawienie diagnozy, ale moim zdaniem objawy, które Pani opisała są niepokojące i bezwzględnie wymagają konsultacji u specjalisty.

Myślę też, że postrzega Pani świat przez pryzmat zniekształconych przekonań, np. jestem gorsza od innych, nie mogę ufać ludziom, nikt mnie nie rozumie, które znacznie obniżają jakość Pani funkcjonowania. Dlatego uważam, że należałoby je porządnie przepracować, a to jest możliwe tylko w drodze psychoterapii.

Z informacji wynika, że problemy, z którymi się Pani boryka, dotyczą kilku płaszczyzn, a ostatnio dołączyły do nich lęki i obniżyło się Pani samopoczucie. Moim zdaniem będzie Pani bardzo trudno poradzić sobie samej z problemem, tym bardziej, że objawy mogą się nasilać. Szczerze namawiałabym Panią do umówienia wizyty u psychoterapeuty. Nic Pani nie straci, a zyskać może pani naprawdę wiele.

Pozdrawiam serdecznie!

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty