Czy samobójstwo jest rozwiązaniem?
Mam 18 lat. Ostatnio mam bardzo dużo problemów z ojcem, człowiekiem, który wydawał mi się najważniejszym w moim życiu. Zawsze uważałam, że mam bardzo dobre z nim kontakty, że to, co nas łączy, to nie tylko miłość na poziomie córka-ojciec, ale i przyjaźń. Zawsze miałam w nim oparcie, mimo tego że od kilku lat zdradza matkę i ogólnie naszą rodzinę ma gdzieś. Wszystkie te "piękne" złudzenia o dobrych kontaktach z ojcem pękły, jak bańka mydlana... Wszystko zaczęło się chrzanić. Nagle dowiedziałam się, że jestem nieudacznikiem, że do niczego sama nigdy nie dojdę, że czegokolwiek bym się nie tknęła, to i tak to spieprzę. A przecież wszystko, co robiłam do tej pory, robiłam dla niego, żeby usłyszeć "jestem z Ciebie dumny". Zarywałam noce, aby zdobywać lepsze oceny - dla niego. Szukałam wspólnych zainteresowań - dla niego, po to tylko, żeby usłyszeć, że jestem do niczego. Chciałam się zabić... Chciałam zagwarantować mu mniej rozczarowań... mniej zmartwień... Kiedy już chciałam coś sobie zrobić... do drzwi mojego pokoju zapukał mój chłopak... powiedziałam mu o tym wszystkim... długo rozmawialiśmy... niby mi przeszło... ale wpadłam w takiego doła, że nic nie było mnie w stanie zatrzymać. Właściwie to nie pierwszy raz. Kiedyś przedawkowałam tabletki na sen. Rzygałam cały dzień... jedyny wniosek jaki z tego wyciągnęłam, to taki, że nawet zabić się nie potrafię... Boję się, boję się tych moich myśli. Stałam się przez to wszystko jakaś obca, szorstka... odporna na jakiekolwiek uczucia... Gdy mój chłopak mówi "kocham Cię", nie czuję nic... a jestem z nim pond 1,5 roku... Zanim zaczęło się to wszystko z ojcem, między mną a Markiem (mój chłopak) było super... Kochałam go, a on kocha mnie... a teraz nic nie czuję... nie wiem, co się dzieje. To nie pozwala mi normalnie funkcjonować... nie mogę nawet spać w nocy... bo myślę cały czas... co mam zrobić?