Czy słusznie podejrzewam u siebie powracającą depresję, czy to tylko napięcie przedmiesiączkowe?
Witam. Piszę, ponieważ nie wiem, czy warto udać się do lekarza z moim problemem. Zacznę od tego, że jako mała dziewczynka, nie mogłam odnaleźć się w towarzystwie rówieśników w szkole czy wśród kolegów i koleżanek z podwórka. Zawsze zadawałam sobie pytanie: po co się urodziłam? Na co to komu? Nie podobało mi się, że muszę żyć w takich czasach, bo odnosiłam wrażenie, że nadążam za zmianami cywilizacyjnymi. Gdy zaczęłam wchodzić w etap dojrzewania, często myślałam, o śmierci, że nie potrzebnie się urodziłam, że nic nie wnoszę do życia innych ludzi. Mam 22 lata, skończyłam licencjat, staram się mieć jakieś zawodowe zajęcie, choć to trudne, mam chłopaka, który mnie kocha, rodzinę, która mnie wspiera, znajomych, którzy lubią moje towarzystwo. Ale od dłuższego czasu zauważyłam, że 'czarne myśli' nadal mnie prześladują. Bywają dni, kiedy czuję się szczęśliwa, ale potem znowu powracam do punktu wyjścia. Jestem zakompleksiona, nie radzę sobie z moją małą nadwagą, mam napady nadmiernego apetytu i potrafię pochłonąć tony jedzenie, ale potem znowu apetyt mi mija. Kiedy jem, czuję się okropnie, a jednocześnie dobrze, bo lubię jeść. Kiedy patrzę na zdjęcia moich znajomych, którzy coś osiągnęli w życiu, zmienili się fizycznie, robią coś naprawdę ciekawego w życiu, podróżują, prowadzą życie studenckie, udzielają się społecznie, to nie chce mi się żyć. Odnoszę wrażenie, że tkwię w martwym punkcie, nie zmieniłam się, nie wyjeżdżam z miasta, bo nie mam po co, niczym miłym raczej nikogo nie zaskoczę, gdy za 10 lat ktoś zorganizuje spotkanie 'po latach' , i chyba już nic w życiu nie osiągnę. Żałuję, że się urodziłam. Staram się coś robić, ale moje starania na płaszczyźnie zawodowej i prywatnej są duszone w zarodku przez los. Beznadzieja...