Czy to była depresja sezonowa?

Mam 16 lat, rok temu, mniej więcej w styczniu, wszystko zaczęło się sypać, bez przerwy płakałam, sama nie wiedząc dlaczego, wręcz wybuchałam, co było dziwniejsze, miałam coś jakby histerię, zaczynałam płakać, potem śmiać się i potem i już tylko płakałam. W szkole nie mogłam się na niczym skupić, moje oceny były coraz gorsze, gdyby nie to, że moja mama co rano wyrzucała mnie z łóżka, w ogóle nie chodziłabym do szkoły. Pamiętam, że częściej odcinałam się od ludzi. Nienawidziłam siebie. Często czułam dziwną bezsilność, której nie mogłam znieść, właściwie to wszystko było nie do zniesienia, ciągnęłam się za włosy, czasem krzyczałam, często myślałam, żeby się zabić, myśląc, że to jedyne dobre rozwiązanie, że tym przełamie własną bezsilność i monotonnie życie.

Tamto życie było straszne, nie panowałam nad sobą w ogóle. Moja mama wysłała mnie do psychologa, ale to nic nie zmieniała, bo ja sama z siebie bałam się powiedzieć cokolwiek, a Pani się mnie o to specjalnie nie pytała. Myślałam, że to depresja sezonowa, bo zaczęła się w styczniu, ale trwała gdzieś do maja, więc chyba trochę za długo. Teraz się boję, bo niby jest dobrze, ale np. w grudniu, każdego dnia rano chciałam wpaść pod samochód i tylko dzięki temu, że Pan Bóg nie chciał mojej śmierci, co odczuwam na każdym kroku jeszcze żyję. Boję się, że to wróci, że nie dam rady, ta depresja teraz jest dla mnie jakby nierealna, a ja sprzed roku wydaje mi się wariatką. Sama sobie zabroniłam myśleć za dużo nad sensem życia i swoją beznadziejnością i postanowiłam się więcej uśmiechać, trochę pomaga, ale strach został...

KOBIETA, 16 LAT ponad rok temu
Lek. Jan Karol Cichecki
52 poziom zaufania

Witam,

nie sądzę, by opisywane przez Ciebie doznania należałoby traktować w kategorii zaburzeń depresyjnych. Rozumiem, że ten okres w Twoim życiu był trudny, z pewnością naznaczony cierpieniem. Udało Ci się jednak uporać się z problemami; czyż nie jest to ogromny powód do zadowolenia z siebie i satysfakcji? Jak myślisz - co to o Tobie świadczy?

Z treści listu wynika, iż o pewnych rzeczach było Ci bardzo ciężko rozmawiać z obcą osobą, jaką dla Ciebie z pewnością był(a) psycholog. Jest to zrozumiałe, gdyż zawsze trudniej mówić nam o rzeczach intymnych, szczególnie, jeśli wydają się świadczyć o istnieniu naszych wad, ułomności. Czy jednak rzeczywiście tak jest?

Celem wizyt u psychologa bądź terapeuty jest właśnie zastanawianie się nad lękami, obawami, założeniami pacjenta, które niekiedy bywają nieadekwatne do stanu rzeczywistego. Zastanowiłbym się, czy Twoje doznania nie wynikają z zaniżonej samooceny (kilka fragmentów z treści wpisu przemawia właśnie za tym). Czasem, gdy zbytnio koncentrujemy się na negatywach, nie dostrzegamy zaś pozytywów, świat przez nas postrzegany widzimy zniekształcony, niczym "w krzywym zwierciadle".

Przemyśl jeszcze raz możliwość rozmów z psychologiem. Jak uważasz - co możesz zyskać, wynieść z nich, dowiedzieć się o sobie? Czy możesz coś stracić? Jaki więc jest bilans tych "plusów" i "minusów", zysków i ewentualnych strat z każdej podjętej przez Ciebie decyzji?

Być może rozpisując taki bilans na kartce w formie tabeli ( "za" kontra "przeciw") łatwiej będzie Ci podjąć decyzję o ewentualnej rozmowie z psychologiem, również na trudne tematy.

Pozdrawiam serdecznie
 

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty