Czy to była depresja sezonowa?
Mam 16 lat, rok temu, mniej więcej w styczniu, wszystko zaczęło się sypać, bez przerwy płakałam, sama nie wiedząc dlaczego, wręcz wybuchałam, co było dziwniejsze, miałam coś jakby histerię, zaczynałam płakać, potem śmiać się i potem i już tylko płakałam. W szkole nie mogłam się na niczym skupić, moje oceny były coraz gorsze, gdyby nie to, że moja mama co rano wyrzucała mnie z łóżka, w ogóle nie chodziłabym do szkoły. Pamiętam, że częściej odcinałam się od ludzi. Nienawidziłam siebie. Często czułam dziwną bezsilność, której nie mogłam znieść, właściwie to wszystko było nie do zniesienia, ciągnęłam się za włosy, czasem krzyczałam, często myślałam, żeby się zabić, myśląc, że to jedyne dobre rozwiązanie, że tym przełamie własną bezsilność i monotonnie życie.
Tamto życie było straszne, nie panowałam nad sobą w ogóle. Moja mama wysłała mnie do psychologa, ale to nic nie zmieniała, bo ja sama z siebie bałam się powiedzieć cokolwiek, a Pani się mnie o to specjalnie nie pytała. Myślałam, że to depresja sezonowa, bo zaczęła się w styczniu, ale trwała gdzieś do maja, więc chyba trochę za długo. Teraz się boję, bo niby jest dobrze, ale np. w grudniu, każdego dnia rano chciałam wpaść pod samochód i tylko dzięki temu, że Pan Bóg nie chciał mojej śmierci, co odczuwam na każdym kroku jeszcze żyję. Boję się, że to wróci, że nie dam rady, ta depresja teraz jest dla mnie jakby nierealna, a ja sprzed roku wydaje mi się wariatką. Sama sobie zabroniłam myśleć za dużo nad sensem życia i swoją beznadziejnością i postanowiłam się więcej uśmiechać, trochę pomaga, ale strach został...