Czy to depresja? Gdzie się z tym zgłosić?
Nie wiem, jak zacząć... Mam 23 lata i na niczym mi nie zależy, znaczy, mam pracę i zarabiam, ale nie widzę sensu tego. Wydaje mi się, że życie obraca się wokół pieniędzy. Człowiek dorasta, później praca i zarobki do starości, i śmierć. Takie jest życie? A i co najważniejsze, u mnie w domu już by chcieli, bym założyła rodzinę i miała dzieci, i męża, a ja mam jakiś wstręt. Wydaje mi się, że facet jest kobiecie w ogóle niepotrzebny, tak jak i dzieci... Byłam związana z facetem prawie 3 lata, byłam w nim zakochana całkowicie!!! Nic poza nim nie widziałam, zapomniałam o znajomych, o rodzinie itd., ale wcale mi nie brakowało niczego, on mi wszystko zastępował. Później się okazało, że jest hazardzistą i wszystko przegrywa na maszynach i uwielbia wódkę. Jak coś zarobiłam, to mu kupowałam ubrania, jedzenie, dawałam pieniądze itd., itd., ale nadal byłam szczęśliwa, jakoś ślepo zakochana. Aż któregoś dnia zaczęły się szarpania po alkoholu. Zaczął mnie popychać i tak się zaczęło. Wiele razy od niego oberwałam, ale byłam taka zakochana, że go nie zostawiłam, i płakałam, i błagałam, żeby tego nie robił. Jakoś się przyzwyczaiłam, bo jak był trzeźwy i miał pieniądze, to był dobry dla mnie, ale nigdy mi nic nie kupił przez całe 3 lata, raz może kwiatka dostałam, a ja mu nagminnie prezenty kupowałam. Miał wszystko co chciał, ale ja uwielbiałam mu kupować, ale po jakimś czasie zrozumiałam, że mnie nie kocha i go zostawiłam. Jakoś się tym nie przejął, choć byliśmy zaręczeni, i po kłótni zgłosił się po pierścionek, że mam mu go oddać, wiec oddałam. Nie mogłam zrozumieć, czemu tak łatwo zapomniał o mnie... Zmieniłam pracę i poznałam nowego chłopaka, od razu chciałam z nim być, bo był taki inny. Wszystko mi kupował, zabierał tu i tam, a ja przy tamtym nic nie widziałam, tylko alkohol i bary z maszynami. Byłam z nim ok. roku i tak z dnia na dzień przestało mi na nim zależeć, a to wspaniały chłopak, tak mi rodzice mówią. Nie ma żadnych nałogów, jest spokojny, pracowity, bo ja straszny nerwus jestem... W międzyczasie zaczęłam się spotykać z innym, bo tu mnie brał, tam coś kupował, tylko że jemu po alkoholu odbija, ale mnie ciągnęło do niego... Ale rodzice byli przeciwko, że nie dla mnie, bo pije i jest nerwowy... I tak mam spraną głowę, że nienawidzę teraz facetów. Wydaje mi się, że są do niczego niepotrzebni, tylko do tego, by zarabiali pieniądze i utrzymywali kobietę... chciałam wszystko opisać, bo nie wiem, co się dzieje ze mną... jestem na wszystkich zła, na cały świat. Wydaje mi się, że życie jest bezsensu, że jak się nie ma pieniędzy, to się nie ma życia. Jestem strasznie nerwowa, na każde słowo w domu odpowiadam nerwami i głośnym głosem. Najbardziej chciałabym siedzieć w pokoju sama i oglądać tylko TV, i to mi wystarczy. Nie lubię swojej rodziny, nie zależy mi na koleżankach... mam dużo znajomych, ale nie zależy mi na tym, na niczym mi nie zależy. Dziś mi tata zadał pytanie takiej treści: „A co byś zrobiła, jakbyś miała nieuleczalną chorobę i masę pieniędzy...", a ja mu odpowiedziałam, że byłabym najszczęśliwsza na świecie, bo miałabym np. 3 miesiące życia, to bym zwiedziła cały świat, wszystkie piękne miejsca i umarłabym szczęśliwa (oczywiście chciałabym sama zwiedzać), i tata wtedy powiedział, że powinnam iść do psychologa, bo coś się ze mną dzieje, znaczy oni mi to na co dzień powtarzają, bo ja naprawdę nie widzę sensu życia i nie chcę przede wszystkim zakładać rodziny ani mieć faceta, bo mi się wydaje, że to same problemy... Czy ze mną jest coś nie tak? Proszę o odpowiedź, gdzie mam się zgłosić, jeśli naprawdę powinnam. Z góry dziękuję, Aneta