Czy to może być przemieszczenie lęku?
Mam nerwicę lękowo-depresyjną i właściwie przez cały czas trwania choroby pojawiały mi się jakieś nowe problemy, które miały źródło w mojej głowie. Kiedy jeden został rozwiązany, czułam spokój tylko na chwilę. Zawsze pojawiało się coś nowego. Gdy zaczęłam brać leki, to jakoś ucichło. Poznałam superfaceta i ułożyłam sobie życie. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Zawsze marzyłam o kimś takim jak on. Potem postanowiliśmy, że już czas, żebym spróbowała żyć bez leków. Po konsultacji z lekarzem odstawiłam je. Czułam, że jestem szczęśliwa i bezpieczna, i nic nie może tego zepsuć, że dam radę. W ciągu miesiąca wszystko zaczęło się psuć. Najpierw jakieś poczucie winy mnie ogarnęło, początkowo z powodu jakichś głupot. Potem, że nie zasługuję na takiego chłopaka jak on. Gdy on zapewniał mnie, że jestem cudowna, to czułam, że chce mi się płakać. Potem zaczęłam się bać, że kiedyś coś mu się stanie.
To działo się bardzo szybko, było coraz gorzej i nagle, DOSŁOWNIE z dnia na dzień, ogarnął mnie lęk, że to koniec, koniec miłości. Tak po prostu, bez powodu, nic nawet nie zaczęło się psuć, nie czułam żadnego znudzenia. Jednego dnia byłam pewna swych uczuć, drugiego dnia wszystko do góry nogami. Czułam, że to nieprawda, że to jakieś szaleństwo, ale lęk był zbyt silny, zagłuszył we mnie wszyskie pozytywne emocje i cały czas pojawiały się myśli "Musisz uciec, musisz odejść" i płacz, i bezsilność. Zaczęłam znowu szukać pomocy. Trafiłam na dobrego psychologa, który powiedział mi, że to, co się stało, to jest problem zastępczy, że to nie jest mój realny problem. Chciałabym więc dowiedzieć się, czy to może być tak, że mam w sobie jakieś konflikt, problem nie do końca uświadomiony i po prostu generuję sobie takie problemy, które mogę sama rozwiązać? Czy to może być przemieszczanie lęku?