Czy to stan lękowy, czy depresja, a może nerwica lub trudny charakter?
Witam! Jestem kobietą i mam 20 lat. Od 1,5 roku jestem mężatką i mam półrocznego synka. Od dłuższego czasu zauważyłam u siebie ogromne napady złości. Denerwuję się i krzyczę zarówno na męża, jak i malutkiego synka. Nie potrafię tego opanować. Wystarczy drobnostka i dostaje furii, czuję jak się we mnie gotuje, robi mi się gorąco i ciemno przed oczami, zatyka mnie powietrze. W mężu szukam tylko wad i wyczekuję, aż coś źle zrobi i bardzo na niego krzyczę, sprawiam niemiłe uwagi. W ciężkich momentach potrafię nawet niemiło odezwać się do dziecka lub zostawić je na chwilę płaczące, by nie zrobić mu nic złego w czasie mojej złości. Później oczywiście jest mi wstyd i płaczę nad tym, jak mogę tak traktować osoby, które kocham. Poza tym, odkąd urodził się mój synek, zauważyłam, że się wszystkiego boję. A najbardziej zostawać z nim sama w domu. Niby umiem się nim zająć i wszystko przy nim zrobić, ale na samą myśl, że mąż wyjdzie do pracy i przez całe popołudnie mam być sama z dzieckiem, dostaję boleści żołądka, jak przed ważnym egzaminem. Robię wszystko, by nie zostawać z nim sama. Zapraszam każdą koleżankę, która tylko ma czas, lub idę z małym do swojej mamy. Jeśli nie mam innego wyjścia, pod wielką presją zostaję sama z dzieckiem, i oczywiście nic strasznego się nie dzieje. A mimo to nadal boję się zostawać z nim sama. Nie mam oczywiście problemu, gdy jestem sama ze sobą, chociaż gdy byłam mała, strasznie bałam się zostawać gdziekolwiek sama, ale nigdy się na to nie leczyłam. Dziś to dla mnie okropna udręka, bo nie za bardzo chcę puszczać męża nawet na zakupy (bo znów będę sama z dzieckiem), a sama nie za bardzo lubię chodzić do sklepu czy gdzieś jechać, bo nie wiem czemu, ale łapię się na tym, że przed wyjściem np. na autobus boli mnie brzuch ze zdenerwowania (bo muszę gdzieś jechać/iść), chociaż wiem, że mi nic nie grozi. Od zawsze bałam się chodzić do szkoły, nawet na luźne lekcje. Do przedszkola nie chodziłam, bo po paru dniach mama musiała mnie zabrać, gdyż na tle nerwowym zaczęłam robić w łóżko. Nerwy codziennie przed szkołą miałam do ostatniej klasy liceum. Na to też się nie leczyłam, bo myślałam, że tak ma każdy i tak musi być. Chciałam jeszcze zaznaczyć, że stałam się bardzo ospała, zmęczona, leniwa i niewiele rzeczy mnie interesuje, więcej raczej złości. Nic mi się nie chce, zaniedbałam siebie i dom. Nie mam ochoty na żadne zbliżenia z mężem itp. Chciałam jeszcze zaznaczyć, że mam guza przysadki mózgowej i przy tym podwyższony poziom prolaktyny, przez co od porodu nie mam okresu, oraz silną anemię (hgb 7,8) i oczywiście nie chce mi się nawet siebie leczyć, bo wydaje mi się, że to zbędne (teraz jak to piszę, wiem, że to głupota), ale nie biorę ani przepisanej dawki mojego leku obniżającego poziom prolaktyny, ani żelaza. Nie chcę taka być. Kiedyś byłam pracowitą, zadbaną, dbającą o zdrowie, kochającą i kochaną, stabilną emocjonalnie kobietą. Co się ze mną stało, gdzie mam szukać pomocy, jak się leczyć?