Depresja i nerwica natręctw - nie wiem, czy mam problem, czy sobie to ubzdurałam?
W marcu 2009 r. rzuciłam studia. Byłam na drugim roku. Ale zrozumialam, że dalej nie podołam i lepiej przerwać teraz tę farsę niż póżniej. Byłam w strasznej depresji, praktycznie nie wychodziłam z domu przez kilka miesięcy. Dodam, że w czasie studiowania też nie było mi łatwo. Często zamiast się uczyć w weekend, to siedziałam i płakałam. Nie wiem czemu. Z jakiejś złości, nienawiści. Później było jeszcze gorzej. Popadłam w straszną nerwicę natręctw. Odczuwałam przymus wykonywania różnych czynności i przymus myślenia o różnych absurdalnych rzeczach. Nosiłam się już nawet z myślą samobójczą z powodu tych natręctw, które mnie wykańczały. Chodziłam po moim pokoju, powtarzając sobie, jak się nazywam i ile mam lat. Liczyłam różne rzeczy. Odliczałam liczbę lat miedzy dwoma datami. Wariowałam! Przez te natręctwa, przez tę obsesję, nie mogłam się też skupić na nauce i miałam poprawki we wrześniu. Wtedy też zaczęły się problemy z włosami. Wyniki badań krwi mam dobre, a włosy wypadają do tej pory garściami. Zostało ich już bardzo mało. Do tego zgrzytanie zębami w nocy, tak mocne, że występuje abrazja. Mam zdarte prawie wszystkie zęby do zębiny. Dentystka powiedziała, że to bruksizm. W tej chwili (grudzień 2009) nie studiuję. Bałam się zacząć inny kierunek. Wstydzę się przez ten ubytek włosów i boję się, że cała sytuacja się powtórzy. Że nie dam sobie rady na studiach, że dostanę jakiejś obsesji, jakichś natręctw. Boję się ludzi, boję się chodzić po ulicach. Odczuwam straszny lęk, jak jestem na ulicy. Czuję się wtedy jak ścigane zwierzę i chcę jak najszybciej do domu. Najszczęśliwsza jestem, jak siedzę u siebie w pokoju. Ale nie robię nic konkretnego. Chyba że wyobrażam sobie coś, słucham muzyki i żyję w świecie marzeń i fantazji. Ale poza tym to nie mam na nic ochoty. Wszystko wydaje mi się bez sensu, bo i tak będę nieszczęśliwa. Musiałabym być sławna i bogata, żeby być szczęśliwa. Nawet jak mówię, że wszystko jest okej, że pójdę na nowe studia, to czuję, że nie jest okej. Na żadną pracę też nie mam ochoty. Nie widzę w niczym sensu. Mam tiki nerwowe, dostałam bielactwa w czasie tej depresji, praktycznie codziennie myślę o samobójstwie. Ale nie jestem też już w takiej depresji jak na początku. Wtedy problemem było wstanie z łóżka. Nie wiem właściwie, czy ja w ogóle mam jeszcze jakiś problem? Może wszystko sobie ubzdurałam?