Depresja podwójna?
Witam. To, co teraz napiszę, nie jest właściwie pytaniem. Chcę po prostu wyżalić się, chce żeby ktoś to przeczytał. Mam 19 lat i pomimo tak młodego wieku nie widzę już szans na radosne życie. Jestem w stanie ciężkiej depresji, potwierzają to wszystkie testy depresyjne oraz objawy. Zawsze byłem człowiekiem wrażliwym i uczuciowym.
Obecnie mieszkam w dość sporym mieście, pierwsze 7 lat swojego życia spędziłem na wsi. Na wsi wszystko wbyło w porządku, miałem znajomych, przyjaciół, po prostu miałem z kim się bawić. Z pewnych powodów musieliśmy się z rodziną wyprowadzić stamtąd, przeprowadziliśmy się do miasta, kilkaset kilometrów od wcześniejszego miejsca zamieszkania.
Od samego początku w mieście, z jakiś powodów, nie byłem akceptowany - moi rówieśnicy z podwórka mnie wyśmiewali, ignorowali, może to była wina mojego pochodzenia (inne województwo, wieś?). Ostatecznie przestałem się z nimi widywać. Czas spędzałem samotnie, jedynie w szkole miałem do kogo się odezwać/ z kim się bawić. Podstawówka była jeszcze w miarę ok, nie miałem kłopotów z nawiązywaniem kontaktu z rówieśnikami. Lecz poza szkołą nie spotykałem się z nikim, bawiłem się sam z sobą, można rzec, że żyłem we własnym, skrytym świecie.
I taki właśnie jest mój charakter: jestem nieśmiały, cichy, skryty, zamknięty w sobie, izoluję się od ludzi, wrażliwy i uczuciowy, a przy tym, wg relacji moich jedynych przyjaciół, bardzo inteligentny, koleżeński, pomocny, czasem wręcz bezinteresownie - po prostu spotkałem się z opinią, że jestem bardzo wartościowym człowiekiem. Problem jest taki, że ja czuję, że nie mam żadnej wartości. Zawsze miałem bardzo niską samoocenę, w stanie tej depresji mam wręcz zerową, uważałem siebie za nic nie wartego.
Jak już mówiłem, podstawówka była w miare w porządku, nic mi nie przeszkadzało, nie martwiłem się niczym. W gimnazjum zmieniłem się - zacząłem się izolować od ludzi, stałem się całkowicie zamknięty w sobie, utrzymywałem kontakty jedynie z trzema osobami (do dzisiaj utrzymuję, to moje jedyne sensowne znajomości). W klasie z nikim nie rozmawiałem, ludzie także, o dziwo, nie chcieli jakoś... Już wtedy po raz pierwszy pojawiały się u mnie objawy depresji: brak wiary w siebie, brak motywacji, niechęć do wszystkiego, znużenie, smutek, często też myśli samobójcze a nawet kilka tygodni bezsenności...
W II klasie gimnazjum mi przeszło, pomiedzy II a III klasą zakochałem sie, czułem sie bardzo szczęśliwy, ale nic z tego nie wyszło. Od III klasy gimnazjum nie potrafię już w takim samym stopniu odczuwać szczęścia. Dostałem się do liceum. Przez 3 lata było to samo - nie odzywałem się do nikogo w klasie. Ludzie uważali mnie za dziwaka, troche sie ze mnie podśmiewali, z powodu braku wartosci siebie i stresu, jaki mi towarzyszył w publicznych sytuacjach, spotykały mnie kompromitujące wpadki.
Jestem już po liceum. Jestem w stanie ciężkiej depresji... Nie jestem w stanie tego nawet opisać, po prostu to, co czasem sie dzieje wewnątrz mnie, zasługuje na miano piekła. Prawie ciągle jestem smutny, czasem wręcz tak silnie, że zaczynam płakać, czasem płacze bardzo mocno. Takie chwile są okropne, te chwile zupełnego załamania... Najgorsze jest jednak to, że nie widzę przed sobą dobrej przyszłości. Czuję, że czekają mnie same porażki, samotność, brak miłości. Niektórzy mówią, że mogę sam to zmienić, zapobiec temu. Jednak nie ma we mnie sił, żadnej motywacji. Nic mi się nie chce robić, nawet tych najprostszych czynności.
Mam długie wakacje... Mógłbym pójść do pracy, jak wielu ludzi z mojej klasy. Jednak boję się tego, nie potrafię wyjaśnić czemu. W zasadzie nie potrafię powiedzieć, co tak konkretnie mnie w tym przeraża. Okropna jest ta samotność. Nie mam wielu przyjaciół czy dziewczyny. Prawie wcale nie ruszam się z domu. Moi jedyni trzej znajomi coraz mniej mnie interesują, nie mam ochoty się z nimi widzieć. Nie mam ochoty podejmować się żadnych aktywności.
Boję się samotności, martwię się tym, że w życiu nie spotkam milości i do końca pozostanę sam, w takiej beznadziei. Mam wiele kompleksów, główne takich, że jestem wysoki i chudy oraz nie jestem zbytnio wysportowany i umięśniony. Wstydzę się także swojej nieśmaiłości. Jestem bardzo drażliwy, często nerwowy. Na polecenia rodziców potrafię odpowiedzieć krzykiem, albo też pozostać na nie zupełnie obojętny. Jestem także bardzo bierny na wszystko co mnie otacza. Nie cieszy mnie nic, życie wydaje mi się bardzo smutne i bezsensu.
Jakby nie patrzeć, chcę coś zmienić w swoim życiu, są pewne takie chwile, w których wydaje mi się, że jestem w stanie, lecz to zwykły "słomiany zapał", po chwili takie myślenie mija i znów wszystko staje mi się obojętne. Coraz częściej myśle o samobójstwie. Mam już tak od pół roku, właściwie moja depresja bardzo nasiliła się od tego czasu. Jeśli chodzi o myśli samobójcze... one pojawiają się same, najczęsciej kiedy zacznę sobie wmawiać, że coś źle zrobiłem, coś mi nie wyszło, lub gdy pomyślę o tym jak beznadziejna przyszłość mnie czeka.
Czuję, że dążę do samozagłady... Pewnego rodzaju ulgę przynosi mi myśl, że jak już wszystko straci dla mnie sens, mogę po prostu sam zadecydować o tym, że chcę umrzeć... Ulgę po prostu przynosi mi to, że w razie niepowodzeń mogę popelnić samobójstwo. Często wyobrażam sobie, co by było, gdybym popełnił samobójstwo (reakcje rodziny/ znajomych). Myślę nawet o tym, jak wyglądałyby ostatnie chwile mojego życia. Zaczynam wtedy płakać co dodatkowo pogłębia te myśli samobójcze. Istny koszmar! 2 razy już zdarzyło mi się ciąć żyletką w ostatnim czasie. Kilka razy zdarzyło mi się nawet planować, ale szybko rezygnowałem.
Mam lęki, boję się różnych sytuacji. Boję się czasem bardzo prostych czynności, np. zakupów w sklepie, załatwiania pewnych spraw, wychodzenia z domu na miasto. Boję się patrzeć ludziom w oczy. Gdy idę przez miasto czuję się strasznie zamulony i przestraszony, nie mam odwagi patrzeć na nikogo. Nie lubię także kiedy ktoś na mnie patrzy. Gdy ktoś wykona do mnie jakiś np. uśmiech od razu odbieram to negatywnie i wpadam w depresyjne stany. Może też to śmieszne, ale boję się też wzroku kierowców przejeżdżających samochodów. Z tych właśnie powodów mam coraz mniejszą ochotę pokazywać się na zewnątrz.
Jest mi ciężko, nie mam ochoty na nic, nieustannie czuję się ponury i nie widzę szans na poprawę. Czasem chciałbym to już po prostu skończyć, to staje się nie do wytrzymania, w dodatku się pogłębia. Mam tendencję do brania wszystkiego do siebie, każdej negatywnej rzeczy, którą ktoś powie, po prostu za bardzo się tym przejmuję. To dodatkowo pogarsza mój stan. Często obwiniam się za moją przeszłość, że to moja wina, że doprowadziłem się do depresji. Długo by mówić... Po prostu mam skłonności do potępiania siebie za pewne rzeczy i do nadmiernego obwiniania się. Czuję, że nie potrafię stanąć na nogi.
Byłem niedawno u lekarza rodzinnego. Polecił mi wizytę u psychologa młodzieżowego, jednak jak do tej pory tam się nie wybrałem. Przepisał mi Deprim, mam go brać przez nastepnych 10 dni. Po pierwszym zażyciu objawy depresji chwilowo ustąpiły, czułem się całkowicie normalnie, poczułem się szczęśliwszy, jednak trwało to tylko kilka godzin. Deprim biorę już piąty dzień. Teraz już wcale mi nie pomaga i jest równie okropnie, jak było wcześniej.
Zastanawiam się, wiem już że to depresja, ale zauważyłem u siebie także objawy fobii społecznej. Być może jestem dystymikiem, ten stan smutku trwa już wiele lat, ale widocznie teraz mógł przejść w tzw. depresję podwójną. Późna pora już gdy pisze te słowa... Chciałbym wyjść z tej mrocznej beznadziei, ale samodzielnie nie jestem w stanie. Ta depresja przenika mnie wewnątrz, bardzo głęboko...
Przepraszam, że tak chaotycznie piszę, jest to efektem tego, że mój problem jest dość skomplikowany i dokładne opisywanie go zajęłoby wiele stron. Opisałem po prostu w skrócie to, co najbardziej mnie boli. Po tym wszystkim poczułem się nieco lepiej... Dziękuję.