Dlaczego jest tak pasywny?

Mam problem z narzeczonym. A właściwie - byłym narzeczonym, ponieważ ze mna zerwal. Wydaje mi się, że ma on problemy z asertywnościa i w ogóle zachowaniem. Nigdy nie mówi czego chce, czego potrzebuje, co go denerwuje. Wydaje mi się, że ma problem z wyrażaniem emocji, swojego zdania. Za wszelką cenę dąży do unikania konfliktów i konfrontacji. Ja potrzegałam go jako człowieka uległego, któremu wszystko pasuje, który nie ma nic do powiedzenia, jest nudny, i aż prosi się, żeby mu wchodzić na głowę. Ktoś mógłby powiedzieć, że powinnam się cieszyć, że jest tak cierpliwy, ale to jest straszne -  jestem sfrustrowana, bo on w ogóle nie reaguje. Wszystkie decyzje, czy to dotyczące ślubu, czy tego, co robimy danego dnia zostawiał mnie. Że ja najlepiej wiem, że będzie lepiej jak ja zdecyduję, wtedy będę zadowolona. A on będzie czekał. Złapałam się na tym, że zaczęłam go testować, prowokować - tak mnie drażniło to, że on jest taki bezpłciowy, jakiś dziwny. Chciałam usłyszeć, że coś mu się nie podoba, dowiedzieć się, co myśli. A on nic. Jakby nie był mężczyzna. Jestem nauczona, że gdy coś mi nie pasuje - mówię o tym. Zaczęłam więc mówić, zwracać uwagę na jego zachowanie. Prosić, krytykować. A on nic. Mówiłam o swoich potrzebach. On też nie reagował. Ani nie zmieniał się, ani nie mówił jasno i wyraźnie czemu tego nie zrobi. Pokłóciliśmy się. O jakąś blahostkę. Nie rozmawialiśmy tydzień. Gdy się spotkaliśmy on wybuchł. Zaczął wyrzucać z siebie wszytskie pretensje z całego roku, emocje kumulowane miesiącami. Zaczął krzyczeć, że ostatnio nie może przeze mnie spać, że chodzi zdenerwowany. Powiedział, że jestem potworem, że go ciągle krytykuję, ciągle mi się coś nie podoba. Że mowię, że jest beznadziejny. Że on nie wytrzyma takiego życia. Że ja kocham kłótnie, a dla niego priorytetem jest kompletny brak sprzeczek, dyskusji w związku. Najważniejszy jest spokój. On nie chce od nikogo wymagać niczego i nie chce, żeby ktoś wymagał czegoś od niego. Oskarżył mnie o wszystko. Nie widząc problemu w sobie i sam podjął decyzję o zerwniu zaręczyn. Zapomniał nagle o wszystkim, co było dobre. Zapomniał, że jeszcze dwa tygodnie wcześniej mówił jak mnie kocha i jak jest mu dobrze. Kiedy kłamał? To, co działo się w naszym związku było przecież normalne. Obserwuję ludzi i wydaje mi się, że nie ma normalnych związków bez sprzeczek, różnic, zmian. Sztuka polega na tym, żeby dyskutować, być asertywnym, szukać kompromisu. A nie milczeć cały rok, udawać szczęście, a potem wybuchnąć z dziesięciokrotną siłą tak, że druga strona nie wie o co chodzi. Każda z niemiłych rzeczy, które mu powiedziałam czy zrobiłam to głupota. Ale jeśli zbierze się to do kupy, przez rok, może faktycznie stanowić duży problem. W zeszłym roku miała miejsce podobna sytuacja. On po dwóch miesiącach rozłąki stwierdził, że głupio się zachował, ale był wściekły i przez miesiąc w ogóle nie wiedział, co myśleć. I że miałam trochę racji? Myślałam, że coś go ta sytuacja nauczyła. Chciałabym się dowiedzieć: co mu jest? Czy on w ogóle zdaje sobie sprawę, że problem leży (też) po jego stronie, czy naprawdę wierzy w to, że to ja byłam wobec niego zła, a inne kobiety się wcale nie kłócą? Może on w środku czuje, że coś jest z nim nie tak, ale boi się stawić temu czola, więc zrzuca odpowiedzialność na mnie? Czy on podejmuje decyzje przemyślane, czy pod wpływem emocji? Czy jest w stanie sam popracować nad sobą, czy konieczna jest wizyta u psychologa? Czy on w ogóle czuje, że robi coś nie tak? Tak do mnie przemawiał podczas zerwania, jakby był święcie przekonany, że to on się zachowuje normalnie. Jakby nie widział co się dzieje wokół niego na świecie. Może to dlatego, że nie ma znajomych? Ciężko dążyć do kontaktu z takim człowiekiem - on nie chce kłótni, a ja chciałam rozmawiać normalnie. Dziękuje i pozdrawiam.

KOBIETA ponad rok temu

Witam serdecznie!

Czytając Pani maila mam wrażenie, że w Państwa związku zabrakło właściwej komunikacji, a to podstawa związku. Zarówno umiejętność słuchania, jak również wyrażania swoich potrzeb, dzielenia sie emocjami i uczuciami. Być może Pani partner jest introwertykiem i stąd ma trudnośc z wyrażaniem swoich myśli. Skoro jednak planowaliście Państwo ślub, zapewne znacie się już od dłuższego czasu. Może na początku nie zauważała Pani tych cech u swojego partnera, albo one Pani nie przeszkadzały.

Tu pojawia się pytanie, które należy sobie zadać: "co takiego sie stało, że w pewnym momencie zaczęło to Panią denerwować?" Pisze Pani, że zaczęła sama prowokować pewne sytuacje, robić partnerowi na złość, by wyzwolić w nim te negatywne emocje. Pytanie, które się nasuwa, "po co?". Być może to był moment, w którym również w Pani zaczęły pojawiać się wątpliwości i słabnąć uczucie do partnera.

Widocznie Pani i partner macie inne spojrzenie na związek, inne priorytety i inne wartości. Myślę, że prowokując pewne zachowania partnera, należało się spodziewać wybuchu z jego strony. Rozumiem też, że trudno było Pani to zaakceptować. Być może skoro nie umiała Pani zaakceptowac partnera takiego, jakim jest, a on nie był w stanie tego zmienić, to dobrze, że dalej siebie nie ranicie. Może teraz trudno jest spojrzeć na tą sytuację w taki sposób, ponieważ nadal pozostaje żal po stracie. Z czasem Pani emocje osłabną i będzie szansa na znalezienie osoby, z którą łatwiej będzie rozmawiać.

Natomiast jeśli nadal myśli Pani o powrocie i kolejnej sznasie dla Waszego związku, proponuję razem udać się do psychologa, byście nauczyli się ze sobą rozmawiać. Trudno jest mi napisać, z jakiego powodu Pani partner tak się zachował. Umiejętności komunkowania się i asertywności można się nauczyć, natomiast introwertyzm jest cechą temperametu, raczej trudno ją zmienić, można jedynie zaakcpetować.

Pozdrawiam serdecznie.

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty