Dlaczego mój partner stał się nieczuły, obojętny i rozdrażniony?
Witam, Jestem 26-letnią kobietą, jestem w 2-letnim prawie związku z mężczyzną 3 lata młodszym. Zamieszkaliśmy ze sobą po miesiącu bycia razem, gdyż nadarzyła się okazja wolnego domu do pilnowania. Z biegiem czasu wynajmujemy już trzecie mieszkanie. Mój partner był już w długim związku, jak i ja - gdy rozstaliśmy się z poprzednimi partnerami używaliśmy życia jak się dało, nie razem, lecz w odrębnych towarzystwach, bo byliśmy znajomymi tylko na "cześć". Na początku, gdy pierwszy raz zamieszkaliśmy razem mój partner starał się bardzo, był niepewny mnie i tego, czy będę z nim długo, był czuły, kochany, wszystko dla mnie. Dodam, że mam syna w wieku 7 lat z poprzedniego 8-letniego związku, który zakończył się 5 lat wcześniej. Syna bardzo lubił, partner naprawdę był bardzo za mną i widać, że chciał mojego szczęścia - był delikatnie zazdrosny, miał ochotę na seks. Dodam, że zawsze był zdany na siebie i nie miał dzieciństwa jak należny, na wszystko zapracował sobie sam. Widziałam, że bywa zamknięty w sobie czasami i nie był typem nie wiadomo jak wylewnym, raczej trzymał uczucia w sobie. Pokochałam go strasznie i tu zaczęły się chyba problemy. Jak już zaczął być mnie pewien, widział, że mi zależy, to jego zachowanie się zmieniało na gorsze. Przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania - na początku było ok, ale po jakimś czasie zaczęły się codzienne kłótnie, jego nastroje i rozdrażnienia, dodam że obecny partner ma firmę i ciężko z opłatami - dużo kredytów i pracuje bardzo dużo, żeby to wszystko popłacić, a jak mieszkaliśmy na początku razem, to jeszcze firmy nie było. Po jakimś czasie zauważyłam, że ucieka w pracę, że wyładowuje na mnie rożne problemy, bo niby tylko ja jestem pod ręką. Potem stal się obojętny - cokolwiek bym robiła, jak mi coś nie pasowało to słyszałam: „rozstańmy się, przecież jest wyjście”, a jak mu nerwy przechodziły to już tak nie uważał. Ja zaczęłam być bardzo zazdrosna i zaborcza, bo po niektórych jego słowach, nawet w nerwach, straciłam stabilność i pewność. Potrafił każdy nerw i zmianę nastroju na mnie odbić. Zaczęłam się starać jeszcze bardziej, więc teraz słyszę, że ja nigdy z nim nie zerwę w nerwach. Tyle przykrych rzeczy, brak seksu brak czułości… O każde przytulenie, czy pocałunek, czy cokolwiek czuję, jakbym się musiała prosić, jakby robił to tylko po to, żebym nie była zła, a jakby nic nie robił sam z siebie, jakby nie potrzebował mojej bliskości. Kiedyś byliśmy bardzo blisko ze sobą, nawet jak była praca - nadrabialiśmy to w weekendy tak, że czułam się nasycona i szczęśliwa. Teraz nawet tego nie ma i ciężko mi z tym. Kocham go bardzo, ale nie wiem czy naprawdę on mnie kocha jeszcze. Dlaczego potrafi być tak nieczuły, zmienny? Ja jestem typem przylepy i pieszczocha, on wręcz przeciwnie (choć kiedyś też był taki czuły), teraz wręcz się bulwersuje jak mu mówię: „przytulimy się?” to tak jakby z westchnieniem, albo mówi „Jezu! no chodź” jakbym przeszkadzała i truła mu du*ę. Jak już się pokłócimy o cokolwiek to jest już obojętny na wszystko - czy plączę, czy wyjdę, czy cokolwiek. „Nie pasuje, to rozstańmy się” - mówi i np. zaczyna się pakować, ja go zatrzymuję, potem mówi, że nie da się ze mną zerwać, a potem, jak się uspokoi, przeprasza. Nie mam już sił. Proszę odpowiedź. Pozdrawiam