Dlaczego odszedł ode mnie bez słowa?
Witam, Mam 27 lat. Nie wiem od czego zacząć, zdaję sobie sprawę, że jest pełno sytuacji, które są podobne do mojej i wiele osób prosi o pomoc, ale po porostu czuję potrzebę napisania tego. Jestem po rozwodzie 4 lata, mam syna 8-letniego. O małżeństwie nie będę pisała, bo to rudział zamknięty i nie ma on żadnego znaczenia w sytuacji, którą chce przedstawić, tzn. postaram się. 1,5 roku temu zaczęłam się spotykać z pewnym chłopakiem, rok młodszym, który nigdy z nikim nie był, ani w sensie emocjonalnym ani fizycznym. Po pół roku zaczęliśmy ze sobą współżyć, on od początku wiedział, że mam syna i miał z nim bardzo dobry kontakt. Mój syn też go w pełni zaakceptował, o dziwo, bo wcześniej gdy z kimś byłam (po moim mężu) to, że tak powiem, nie za bardzo miał zaufanie i chęci do moich partnerów, a do tego partnera zaczął sam z siebie mówić "tato", co było dla mnie wielkim szokiem i radością i miałam nadzieję, na to, że to w końcu to "dobiłam do portu" :), ale w wakacje gdy wszystko było miedzy nami bardzo dobrze, bo nawet planowaliśmy zaręczyny, mieliśmy razem wyjechać na parę dni, ale tak się nie stało z przyczyn technicznych (jego samochód) wiec zaproponował mi sam z siebie abym pojechała z siostrą, bo ona mi to wcześniej proponowała, więc pojechałam. Gdy wróciłam, jeszcze nie widząc się z nim, o jakąś bzdurę się pokłóciliśmy potem mieliśmy się spotkać, ale do spotkania nie doszło. Prosiłam o rozmowę i prosiłam, aż on w końcu zaczął mnie ignorować, nie odpisywał na sms-y, po prostu cisza z jego strony. Przeżyłam to strasznie i nadal przeżywam, kochałam go i nadal kocham, minęło dopiero albo aż 5 miesięcy, a on milczy. Wcześniej odpisywał na sms-y np. "nie chcę o tym rozmawiać", "dla mnie to temat zamknięty", ale chyba zasługuję na słowo wyjaśnienia, abym mogla sobie jakoś z tym poradzić, aby zamknąć ten rozdział i normalnie żyć, bo, głupia, ciągle żyję nadzieją i wspomnieniami. Wiem, że nie powinnam tak myśleć, bo skoro on się mną nie przejmuje to dlaczego ja mam ciągle żywić do niego jakieś uczucia? W teorii wiem jak powinnam postąpić - zapomnieć, zająć się sobą itp., ale serce tak łatwo nie zapomina. Synowi też było mi ciężko wytłumaczyć dlaczego on już do nas nie przyjeżdża, aż w końcu powiedziałam mu prawdę, że sama nie wiem dlaczego, że ludzie czasem odchodzą. Kiedyś tego chłopaka matka mówiła mu, żeby się zastanowił, że to duża odpowiedzialność gdy jest dziecko i rozmawiałam z nim na ten temat – mówił, że jest gotowy, chcieliśmy nawet mieć własne dziecko, ale odszedł nie mówiąc dlaczego. Wiem, że nie potrafiłabym mu już raczej zaufać (nawet jakby chciał wrócić), ale też nie potrafiłabym zaufać kolejnemu jakiego pewnie spotkam na swojej drodze, będzie mi ciężko dopuścić tego "kolejnego" do mojego dziecka, bo nie chcę żeby znowu coś takiego przechodził (wiem, że pisząc tak skazuję od razu kolejny związek na porażkę), ale nie potrafię uwierzyć, że jeszcze spotka mnie miłość, a poza tym na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie kogoś innego u mojego boku. Może postawiłam tego chłopaka na piedestale, ale jest on dla mnie wszystkim ciężko mi się pozbierać i zacząć po porostu żyć. Przepraszam za chaotyczność mojej wypowiedzi, może znajdzie się, ktoś kto będzie potrafił postawić mnie na nogi? Z góry dziękuje. Ona