Gdzie znajdę pomoc?
Witam. Nie wiem w sumie od czego zacząć. Wydaje mi się, że ten wpis to nic innego, niż użalanie się nad soba. Ale od poczatku. Mam obecnie 24 lata, a początków depresji można się u mnie duszukiwać w wieku lat 16 - 17 lat. Nigdy nie trafiłem do psychologa, poradni, terapeuty czy psychiatry, a szkoda, bo nie zmarnowałbym tych kilku lat życia.
Obecnie nie pracuję, oblałem studia 3 razy, w tym takie, które były przepustką do wymarzonego zawodu. Obecnie mieszkam w mieszkaniu wynajmowanym przez brata (nie korzysta z niego), czyli, generalnie mówiąc, tragedia na płaszczyźnie edukacji, finansów i ogólnego radzenia sobie w życiu. I pomimo świadomości tego, że jest źle, że leżenie i patrzenie w sufit nic mi nie pomoże oraz tego, że mam możliwości osiągnąć dużo, nie jestem w stanie dźwignąć się z ziemi. Jedyne co robię, to śpię (potrafię spać zmuszając się do tego, żeby o tym wszystkim nie myśleć), czytam i wegetuję.
Nie mam wielu znajomych. Do tej pory palę za sobą mosty, żeby nie wstydzić się swojej osoby. Poza wstydem bardzo często nie mogę znieść po prostu samego siebie. Wszechogarniający smutek i brak celu, brak siły do jakiegokolwiek działania - to najtrafniej definiujące mnie określenia. Myśli samobójcze też są na porządku dziennym. Co prawda nigdy nie targnąłem się na swoje życie, ale wiem, że lepiej i mnie, i światu, byloby bez mojego żałosnego żywota.
Po zdiagnozowaniu u mnie depresji poczułem przez chwilę radość. Radość, że to jednak choroba, że to nie ja jestem beznadziejny, i że da się to wyleczyć i żyć inaczej (jeśli nie, to ja nie chcę takiego życia, w którym jestem ciężarem dla innych i nie potrafię znieść samego siebie, to zbyt upokarzajace). Ale minąl tydzień i wydaje mi się, że znalazłem sobie po prostu idealne wytłumaczenie dla swoich porażek i lenistwa.
Bardzo chciałbym udać się do psychiatry, ale ponieważ nie mam ubezpieczenia, nie mogę się udać do refundowanego przez NFZ, a ponieważ nie pracuję - nie stać mnie na wizytę u prywatnego. Bez leczenia wiem, że nic się nie zmieni i nie będę pracował. Bez pracy nie będę się leczył (z jakichś niezrozumiałych nawet dla mnie przyczyn nie wchodzi w grę rejestracja w urzędzie dla bezrobotnych).
Nie mam nikogo, kto byłby dla mnie oparciem i pomocą. To dla mnie błędne koło, które mnie bardzo dołuje. Moje pytanie: co mogę w tej sytuacji zrobić? Gdzie szukać pomocy? Jakiejkolwiek... Mieszkam w Łodzi i raczej nie wchodzi w grę wyjeżdżanie gdziekolwiek indziej. Pomóżcie proszę, jeśli to tylko możliwe.