Jak mam postąpić? Uwierzyć mężowi, że jednak mnie nie zdradza?
Mam 43 lata, 2 dzieci i 20-letni staż małżeński. Kiedy ktoś patrzy na nas pewnie zazdrości jaki to dobry mąż, jak o mnie dba - i jest w tym wiele prawdy. Mogę powiedzieć, że nie brakuje mi nic poza miłością - prawdziwą szczerą, bez kłamstw, oszustw, krętactwa. On twierdzi to dlatego, że chce mnie chronić, bo wie, że jestem zazdrosna.
Zdradził mnie fizycznie, mimo że twierdzi, że to nie to co myślę. Wiele lat tylko podejrzenia, kontrolowanie, zatruwanie życia sobie i jemu. Były rozmowy o rozwodzie. On zawsze mówi, że to przyjaciółki, dobre koleżanki, bo ze mną nie daje się czasami spokojnie rozmawiać. Zawsze robi im prezenty, ciągle ze sobą piszą, pracują razem. On mi zawsze mówi, że łatwiej mu się pracuje z kobietami niż z mężczyznami (pracuje w mieszanym środowisku, ale więcej jest kobiet). Kiedy odkrywałam te zażyłości były oczywiście awantury, płacz, kłótnie. On ciągle mówi, że nic złego nie robi.
Zmienił miejsce pracy dojeżdża - znowu "przyjaciółka"… odkryłam grzebiąc w jego rzeczach. Nagranie, że ją kocha, wspólne zdjęcia, ciągle gdzieś ją wozi, robi jej zakupy, mnie mówi, że idzie uprawiać swoje hobby, a spotyka się z nią. Powiedziałam, że o wszystkim wiem, pokazałam nagranie kiedy mówi jej, że ją kocha. Zaczął być wówczas rozmowny - to bardzo bliska przyjaciółka, świetnie się rozumieją, dogadują bez słów. Pomaga jej, nawet mieszkanie remontował - wszystko to robi w czasie godzin pracy, jak mówi, by nie kosztem naszego małżeństwa. Znają go jej dzieci. Powiedział, że traktuje ją jak siostrę, o jej mamie mi mówił, że ją poznał. Opowiedział, że ona po wielu negatywnych przejściach z mężczyznami nie chciałaby uchodzić za taką, która rozbija małżeństwa.
On rzekomo też jej powiedział, że małżeństwa nie narazi na kryzys. Powiedział, że ma wiele ciepłych uczuć do niej i jest tylko jej przyjacielem, ale czy przyjaciel wyznaje miłość nawet mms-em? Jak się nie spotykają, to ciągłe sms-y i siedzenie na komunikatorach. Ja mu dogryzam - powiedziałam mu, że zmarnował mi życie, że nie chce mi się żyć, że nic do niego nie czuję, że skrzywdził mnie. On tylko mnie uspokaja i mówi, że chronił mnie i nie potrzebnie grzebałam w jego rzeczach, bo teraz się zadręczam, a on ze mną się zestarzeje i że to ja jestem jego kobietą życia, że nic złego się nie dzieje z nami, seks też jest satysfakcjonujący, że mnie kocha i dlatego ze mną jest, a nie z przyzwyczajenia. Ona spotyka się z mężczyzną, już kolejnym, który też jej wykręca jakieś numery.
Ja ciągle płaczę, zadręczam się, nie umiem myśleć o niczym innym. Jestem zła i ciągle zadaję sobie pytanie, dlaczego on mi to robi. Powiedziałam mu, byśmy się rozeszli, bo też bym jeszcze chciała być kochana, a on tylko jedną śpiewkę: "zaufaj mi, proszę". Jak mam nie myśleć o jego życiu i zacząć cieszyć się własnym?