Jak mam się teraz zachowywać?
Zerwał ze mną chłopak. Wiem, wiem, jest pełno takich problemów i nie są one wcale straszne. Wiem, że mogłoby być gorzej, ale ciężko mi sobie z tym poradzić. Mam 18 lat i to był pierwszy chłopak, dodam, że w tej samej szkole. Oczywiście wydawał się cudowny, inny niż wszyscy, idealny, dążył do pełnego zaangażowania, zawsze sam zaczynał mówić o rzeczach poważnych, typu ślub, dzieci. Ja się tego bałam, bo jesteśmy przecież oboje bardzo młodzi, ale w końcu wpadłam po uszy i teraz bardzo tego żałuję. Nawet moi rodzice mówili, że żyjemy jak małżeństwo. Oddałam mu się w 100%. Aż nagle po pół roku on stwierdził, że już nie wie, co czuje, nie wie, czy mnie kocha. Niejako to na nim wymusiłam, bo od 2 tygodni zachowywał się diametralnie inaczej niż wcześniej, nie dzwonił, nie pisał, miał mnie gdzieś, co się nigdy nie zdarzało. Kiedyś koledzy byli ważniejsi niż ja. Pytałam, czy ma inną już przy ostatecznej rozmowie, prosto w oczy, powiedział, że nie. Prosiłam, żeby nie znalazł sobie innej dziewczyny w naszej szkole, bo mnie zabije patrzenie na nich. Obiecał, że tego nie zrobi. Płakał i mówił, że to smutne, że chciałby już mnie nie kochać. Mnie to bardzo bolało, ale już nie płakałam - po prostu brakło mi łez po tej 2-tygodniowej niepewności i ciągłym płaczu. Pozwoliłam mu odejść. Wyszedł. Wydawało mi się, że dam radę. I po 3 dniach zobaczyłam go z inną dziewczyną. Wcześniej to była koleżanka, po 3 dniach od naszego rozstania są już parą. Dlaczego płakał, dlaczego kłamał, dlaczego po tym wszystkim, co było, zrobił mi to, co najgorszego mógł?! Nie mogę mu nawet wykrzyczeć złości, bo wiem, że wyszłabym na idiotkę. Nie wiem, jak mam się zachowywać w szkole, gdy jestem zmuszona koło nich przechodzić, widzieć ich takich szczęśliwych. Minęły już dwa miesiące i wydawało mi się, że będzie OK, ale właśnie teraz jest najgorzej, Boję się chodzić do szkoły, całkowicie straciłam radość życia, co nie robię, to mam gdzieś w sobie cały czas tę myśl o tym, co się stało i o tym jak cierpię. Chudnę, bo prawie nie jem, moja mama mówi, że wpadam w anemię. Nikomu już się nie żalę, nie opowiadam o problemach, bo nie mam komu. Koleżanki pomagały, ale parę dni po, a teraz... To już dwa miesiące. Muszę codziennie, dzień w dzień widzieć go jeszcze przez pół roku. To mnie przytłacza, chciałabym zapomnieć, a w ten sposób trudno. Jak mam sobie poradzić, odzyskać radość życia, może powinnam brać jakieś leki uspokajające, gdy idę do szkoły?! Proszę, niech mi ktoś pomoże, poradzi ;(