Jak sobie poradzić z 11-miesięczną córką, która nie chce spać?
Witam! Mam dwie wspaniałe dziewczynki w domu - 4 latka i 11 miesięcy. Obie nie należą do śpiochów, ale to co wyprawia młodsza, nie daje mi żyć. Domyślam się, że to ja popełniłam gdzieś błąd, ale zupełnie nie wiem, jak zabrać się za jego naprawę. Otóż moja córka płacze od pierwszych swoich dni. Wiecznie płacze. Płakała przy piersi, nawet więc nie karmię jej od 3 miesiąca życia naturalnie. Nie cierpi jeździć wózkiem, samochodem, sankami z siostrą. Jedyne co jej odpowiada to jak siedzę z nią na podłodze wśród klocków. Ale gdy tylko na sekundę dosłownie wstanę od razu goni mnie z rykiem. Oczywiście podejmowałam różne próby ignorowania, ale jak ona rozpłacze się, to nie mogę jej uspokoić przez kilka godzin, wpada w histerię aż do wymiotów. Próbowałam odwracania uwagi, ale to wszystko na marne lub zajmuje ją maksymalnie na minutę. Próbowałam też kojca, wielkiego przestrzennego z gadżetami, myślałam, że ją tam przetrzymam - nic z tego.
Jestem już chyba na skraju jakiejś depresji, mam wrażenie, że jestem więźniem od prawie roku. Nikt nie chce z nią zostawać, bo sobie nie radzą. Sytuacja zmusiła mnie do powrotu do pracy niedługo po urlopie macierzyńskim, ale rozłąka ze mną jest jakby jeszcze gorsza. Przejdę teraz do najgorszego... spanie i usypianie prawie nie istnieje. W dzień śpi ok. 15 minut po dwa razy. Usypianie trwa ok. godziny. Są to krzyki, bujanie na rękach i inne. Pozycja leżąca wzbudza w niej atak takiego płaczu, nawet podczas ubierania pieluszki (kupuje już wyłącznie pieluchomajtki, żeby móc to robić w biegu). W nocy zrezygnowałam już z łóżeczka, bo to było coś strasznego. Nie mogę pozwolić sobie na nie spanie w nocy po 5 godzin, bo rano muszę być przytomna w pracy. Śpi więc na tapczaniku, ja śpię obok. Budzi się, nie wiem ile razy, po prostu sprawdza, czy ktoś koło niej jest, jak nie złapie kogoś za palca to histeria.
Teraz jak to piszę i czytam, to wiem, że to moja wina, że tak się dzieje. Proszę tylko o pomoc, jak z tym walczyć? Mam pozwolić jej płakać i zabronić wszystkim brać jej w ogóle na ręce? Jestem taka zdezorientowana i zmęczona. Biorę też pod uwagę oddanie jej do żłobka, chociaż chciałabym za wszelką cenę tego uniknąć. Mieszkam w niedużym mieście, a żłobek nie jest zbyt rozwojowym miejscem. Ale myślę, że może tam jakoś odzwyczai się od noszenia i takiego marudzenia? Proszę o pomoc, radę, co robić, do kogo mam się udać z prośbą o pomoc? Pozdrawiam!