Jak sobie poradzić z uciekaniem w alkohol z problemami?
Mam problem ze Sobą, chyba. W sierpniu wyszłam za mąż (po 7 latach wspólnego mieszkania i bycia razem). Zawsze było dobrze, nie bajkowo - bo tak jest w bajkach - ale czułam się szczęśliwa, że się spełniam, i że to jest to. Pochodzę z patologicznej rodziny, było mi ciężko dorastać wśród alkoholizmu matki i jej konkubenta, chciałam dla siebie czegoś innego. Mój Mąż dawał mi poczucie bezpieczeństwa... Po ślubie zaraz zaszłam w ciążę, w 14 tygodniu poroniłam, co dla mnie było straszne, chyba do dziś nie pogodziłam się z tym. Czuję, że wszystko mnie przytłacza, coraz częściej patrzę na swój nadgarstek i mam ochotę umrzeć, uciec od tego wszystkiego. Codziennie kłócę się z Mężem (który stracił pracę miesiąc temu - więc staram się tłumaczyć sobie jego dziwne fochy), mam dość mojej pracy i wszystkiego, co mnie otacza, nie widzę sensu mojego życia, a co najgorsze, jak się kłócimy i zostaję sama, mam ochotę się napić. Nigdy nie piłam alkoholu, jednak wiem, że wtedy usnęłabym bez trosk, bez myśli. Miałabym gdzieś jego pretensje i cały świat. Wiem, że alkoholizm nie jest dziedziczny, ale wiem też, że czuję potrzebę zapomnienia. Widziałam jak staczała się matka, odwiedzałam braci w domu dziecka, nie chciałabym. Ale sobie nie radzę z niczym. Ostatnio sobie nóż przymierzałam do nadgarstka, tyle że stchórzyłam. Później sobie wyrzucałam, że nawet tak prostej rzeczy nie potrafiłam. A miałabym spokój... Nie wiem, czy to może użalanie się nad sobą...