Jak uwolnić się ze związku?
Dzień dobry. Mam na imię Anna, mam 39 lat. 2 lata temu rozwiodłam się z mężem alkoholikiem. Zrobiłam wszystko, aby ratować jego i naszą rodzinę. Nie udało się, on nie podjął leczenia, pił coraz więcej. Rozstaliśmy się w zgodzie. Do momentu kiedy poznałam nowego partnera, kontakty mieliśmy dobre. Mam 16-letniego syna. Moim problemem jest aktualny związek, w którym jestem od 7 miesięcy. Mężczyzna przystojny, kulturysta, preferujący kult ciała. Potrafi być szarmancki, czarujący i ujmujący. Pokochałam go od pierwszej chwili, jak małolata, ujął mnie chęcią założenia rodziny, posiadania dziecka, wspólnego życiem, we dwoje łatwiej. Jest wdowcem (od 2 lat), więc wzbudził i we mnie chęć pomocy, współczucia i zaopiekowania się nim. Ma córkę, która mieszka z jego teściami, nie z nim. Kiedy znajomi dowiadywali się, z kim się wiążę, a wprowadził się do mnie praktycznie po 2 tygodniach, nie potrafiłam odmówić, nikt nie miał nic dobrego do powiedzenia na jego temat. Oczywiście nie wierzyłam. Obecnie ten człowiek odciął mnie od wszystkich moich znajomych, nie mogę sama wychodzić nawet do sklepu, do pracy odprowadza mnie i przyprowadza, jak nie może, muszę dzwonić i szczegółowo zdawać relację z drogi do pracy. Idąc z nim - "głowa w dół i nie patrzeć na boki". Boję się, aby ktoś nie powiedział mi cześć, a już, nie daj Boże, chciał porozmawiać. W domu nie szczędzi mi wyzwisk i upokorzeń. Wcześniej spotykałam się z mężczyzną i to jest główną przyczyną jego ataków złości wg niego. W domu robimy to, co on chce, oglądamy, co chce i jemy, co chce. Ja już nic nie mówię, bo wszystko jest złe. W pracy popełniam błędy. Nie potrafię zapanować nad strachem i stresem. On wyprowadzał się już kilka razy. Zawsze wracał, ja go nie zatrzymywałam, udobruchał mnie i tak żyliśmy do tej pory. Teraz ja chcę się rozstać, nie wytrzymuję już psychicznie. Ale to wydaje się niemożliwe. On się po prostu nie zgadza. Mieszka w moim mieszkaniu, a ja jestem w nim niewolnicą. Właściwie zamieszkał sobie tutaj sam, tak po prostu, zdał swoje wynajmowane mieszkanie. Od miesiąca "grozi "wynajęciem nowego, ale jakoś nic z tego nie wychodzi. Jestem u kresu wytrzymałości. Dodam, że zostałam przez niego pobita, on twierdzi, że to tylko poszarpanie, a ja gamoń jestem, bo upadłam na ulicę, bo nie uniknęłam uderzenia pięścią w twarz itp. Do tego mam problemy z synem. Jest chyba uzależniony od marihuany. Chodzimy do poradni. Moja prośba i pytanie - jak uwolnić się od tego człowieka?