Jak zachęcić dwulatka do mówienia?
Witam. Mój skarb ma dwa lata i dwa miesiące i... nie chce mówić. Problem polega na tym, że mówi mama, mówi po swojemu bababbabba, dadabibabu itp. Pojawia się kkkkk... ot Patrzyliśmy na książkę w której było zdjęcie kot, bardzo cicho. Samo baba jest głośno. Tak jakby bez rozumienia przedmiotu nadał mu nazwę. Tworzy z tych swoich "słów" jakieś zdania, bo czasem bierze małą książkę i tak sobie ją czyta. Odnoszę jednak wrażenie, iż robi to zbyt rzadko. Robię co mogę, by powiedział, ale nie zmuszam, nie krzyczę, nie wymagam nagle. Czasem odnoszę wrażenie jakby bał się oglądać książek np: biorę książeczkę dla dwulatka z pięknymi acz prostymi ilustracjami... obejrzy - dwie strony, uśmiecha się i idzie swoja drogą. Zaznaczam iż w owym czasie w domu jest cisza, żadna muzyka, tv, nic takiego go nie rozprasza. Nie interesuje go obrazek, że kura robi ko-ko.
Byłam u logopedy ona kazała ćwiczyć język ale jak? Mały na tego typu zabawy reaguje uśmiechem lub złością, natomiast nie powtarza, a ja mam cudem wyciągnąć ten język i wyjaśnić mu, skręć w prawo, lewo, góra... Chyba nie nadaję się na matkę, bo nie umiem. Tracę już nadzieję, że kiedykolwiek usłyszę : "mamo chcę misia". Dziecko jest po operacjach, jedna to przepuklina, a druga stulejka. Jak mam nauczyć go siadania na nocnik jak nie mówi? Słowo siusiu to strefa nieosiągalnych marzeń. Faktycznie reagowałam na każdy pisk, byłam przy nim zawsze, w dzień w nocy. Do tej pory nie przesypia sam nocy. Mimo to jest dzieckiem szczerze wesołym, otwartym, lgnie do rówieśników i starszych. Myślałam o przedszkolu, ale nic z tego, bo dzieci z pieluchami nie biorą.
Wizyta u psychologa za dwa miesiące. Chcę mu pomóc. Pani logopeda stwierdziła z wywiadu, iż prawdopodobnie utopiłam go słowach. Faktycznie czytałam mu książki dla starszych na głos, ale to była raczej kwestia rytuału usypiania, zatem... no chyba, że uczył się przez sen to inwokację Pana Tadeusza mógłby wyrecytować:) Bądź co bądź jest problem, a ja nie umiem go rozwiązać. Wiem: cierpliwość, wiem. Staram się. Tylko jak mam go zachęcić, by chciał się uczyć, pokazywać na obrazku? Bo to wygląda tak, że jak pokażę mu w gazecie zdjęcie zabawki, którą posiada to natychmiast leci do siebie i tą zabawkę przynosi. W książce pokazywania nie ćwiczyłam, a od tego powinno się zacząć. Niestety sama z mężem wychowuję maluszka i nie miał kto mi pokazać pewnych rzeczy. Stąd błąd.
Nie umiem też odmawiać synkowi, bo wpada zaraz w płacz, a ja razem z nim. Dodam, iż wizyta u laryngologa wypadła pomyślnie. Nie zauważono odchyleń. Jest zasadniczy problem - smoczek. W domu to już mniej, ale w przychodni - musowo, bo jak nie, to strasznie płacze. Nie mówi nie, tylko kiwa głową, na tak nawet kiwania nie ma. Czuję się pozostawiona z tym problemem. W piaskownicy jestem gorsza, bo "mały nie mówi" ocena jest krzywdząca. Robię wszystko, co mogę i nic nie daje rezultatu. Często wyręczam dziecko. Nie umiem przestać, nie wiem jak. Nie chcę poddawać się kaprysom dziecka, ale nie chce doprowadzać do histerii, bo to niszczy. Nie mam złotego środka. Oboje z mężem mówimy wyraźnie, normalnie. Nie umiem już wyjść z tej matni. Poproszę o poradę.