Jak zachowywać się po rozstaniu, kiedy nic nie ma sensu i nie chce się żyć?

Witam, jestem 20-letnią dziewczyną. Postaram się w miarę swoich możliwości opisać swój problem... Będzie najlepiej jak zacznę od początku. 3 lata temu byłam radosną, optymistycznie nastawioną do życia dziewczyną. Jak każda nastolatka przeżywałam swoje "miłości". Z tego co wiem, jestem atrakcyjną osobą i mężczyźni zwracają na mnie uwagę. Zazwyczaj bywało tak, że każdy chłopak, z którym byłam, ranił mnie i kończyło się to rozstaniem. Postanowiłam się odegrać i zabawiać uczuciami innych. Przez kilka miesięcy świetnie mi to wychodziło... do momentu kiedy poznałam Łukasza. Od razu coś zaczęło iskrzyć... chociaż przez pewien czas bałam się mu zaufać, kiedy to jednak to nastąpiło... było świetnie. Nigdy tak fantastycznie nie czułam się z nikim innym. I pewnego razu powiedział, że to koniec. Twierdził, że przeze mnie stracił kontakt z kolegami, chociaż ja nigdy czegoś takiego mu nie zabraniałam. Wręcz przeciwnie, nalegałam na to, żeby spotykał się z kolegami... to wolał czas spędzać ze mną... Myślałam, że tego nie przeżyję... przez pół roku próbowałam ratować ten związek... kiedy zaczęłam odpuszczać, on się odezwał... żałował, że mnie zostawił... chciał wrócić i bez większych starań wyszło mu to. Wróciliśmy do siebie... a po miesiącu było podobnie. Przestał się odzywać... bez powodu. Chciałam umrzeć. Płakałam całym dniami. Pisałam do niego, dzwoniłam, a on milczał. Nie wytrzymałam... wzięłam tabletki... dzięki mamie żyję. Niestety... po 2-miesięcznej przerwie znowu się odezwał... twierdził, że był głupi... chce być ze mną i mnie kocha. Pozwoliłam na powrót... i tak było jeszcze raz na jakiś czas... Zaczął mnie oszukiwać, jak byliśmy razem. Kiedy o tym się dowiadywałam, płakał i przepraszał. A ja mu wybaczałam... i kilka miesięcy temu znowu wróciliśmy do siebie. Ale ciągle było jakieś wypominanie. Od jego przyjaciela wiem, że oszukuje wszystkich... nie wie, czego chce... Może chodzi o to, że jego mama była z domu dziecka... i obdarzyła go nadmierną opieką. Wciąż traktuje go jak dziecko. A jemu jest tak wygodniej. Jak byliśmy ze sobą... nie czułam się już szczęśliwa... ciągle płakałam... bo mnie ranił, a dla niego nie było powodów, dla których powinnam płakać. Nic nie ma dla mnie sensu... po co w ogóle żyć? Wiele razy chciałam go zostawić... a on tak wykorzystuje to... że skoro chcę, to OK... a wie, że tego nie zrobię, bo go za bardzo kocham... Nigdy go nie ma, kiedy go potrzebuję... tak strasznie mi ciężko. Nie wiem, co mam dalej robić… bez niego nic nie ma sensu... Tak bardzo chciałabym, by był taki, jak kiedyś... a nie jak teraz... zamknięty w sobie, nie myśli o niczym poważnie... jestem o niego strasznie zazdrosna... kiedy się nie odzywa... wyobrażam sobie, co może robić... w jaki sposób znowu mnie rani... czuję, że tego nie wytrzymam... tyle rozmów przeprowadzonych z nim - nic nie dały... w końcu przestałam się odzywać. Zmieniłam numer, ale nie wiem, co dalej? Bez niego zginę...

KOBIETA ponad rok temu

Witaj!

Czytając Twój list, odnoszę wrażenie, że tkwisz w błędnym kole. Żyjesz w związku, który Cię rani, jednocześnie walczysz o jego przetrwanie. Im dłużej będziesz  w ten sposób postępować, tym trudniej będzie Ci się z tego wyrwać, i tym większe poniesiesz koszty.

Próba samobójcza to nie bagatela i nie wolno przejść nad nią do porządku dziennego. Jesteś bardzo młoda, dopiero rozpoczęłaś dorosłe życie, nie rezygnuj z niego.

Zachęcałabym Ciebie do umówienia się na wizytę z psychoterapeutą, który pomoże Ci przejść przez trudny okres oraz odzyskać siłę i wiarę w siebie. Potraktuj, proszę, moją sugestię poważnie.

Pozdrawiam.

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty