Jak żyć dalej - proszę o pomoc...
Moja sytuacja jest następująca. 9 miesięcy temu poznałam mężczyznę, w którym zakochałam się do szaleństwa. To była prawdziwa miłość, nigdy wcześniej tego nie czułam. On też zapewniał mnie o swojej miłości. Wierzyłam mu, to było widać w jego oczach. Był tylko jeden problem - miał żonę i dziecko. Obiecał, że się z nią rozstanie do końca roku. Po czym w grudniu oświadczył, że nie da rady tak szybko tego zrobić, że ona nie chce się rozstać, że to pewnie potrwa. Na początku się załamałam, bałam tego czekania, ale potem zrozumiałam, że tak bardzo go kocham, że wytrzymam. Tylko że on odsunął się ode mnie, przestał okazywać miłość, czułość. Twierdził, że tym rani mnie jeszcze bardziej, że będę chciała więcej, a on nie może mi na razie tego dać, że najpierw musi skończyć tamto, a dopiero zacząć ze mną. Powiedział, ze odezwie się, jak tamto skończy. Zupełnie się załamałam, od miesiąca płaczę codziennie, nie jem, nie mogę się na niczym skoncentrować. Bardzo go kocham, nie umiem zapomnieć, wszystko mi go przypomina. Ciągle tylko płaczę, nawet to nie płacz tylko "wycie" z rozpaczy. Wszyscy tłumaczą mi, że on nigdy już nie zadzwoni, że od niej nie odejdzie, ale ja nie dopuszczam tej myśli do siebie. Nie umiem się pozbierać, w oczach mam cały czas łzy, wieczorami nie mogę usnąć, nie śpię pół nocy, a rano jestem nieprzytomna. Ciągle tylko płacz i łzy. Nie wiem, jak mam żyć dalej, nie wiem, czy w ogóle mam po co żyć. To tak strasznie boli. Wszyscy mówią "weź się w garść", "otwórz oczy dziewczyno", a wtedy boli mnie jeszcze bardziej. Co ja mam zrobić? Psychicznie już nie wytrzymuję