Jak żyć po utraconej miłości?
Mam 26 lat. Z dniem 1 stycznia spotkało mnie coś bardzo przykrego, okropnego i raniącego mnie. Po ośmioletnim związku z moim chłopakiem, dowiedziałam się, że już mnie nie kocha. Później stwierdził, że moje uczucie do mnie się wypaliło. Minęło już 24 dni od rozstania, a ja nie mogę się z tym pogodzić. Nie było go przy mnie, gdy najbardziej cierpiałam. Pomagają mi koleżanki. Na ich prośbę, zaczął mi trochę pomagać. Był nawet u mnie, gdy zadzwoniłam do niego w środku nocy i przytulił mnie. Powiedział, że wszystko będzie dobrze. Kiedyś przyszedł do domu (bo wyprowadził się) i gdy zebrałam wszystkie siły, żeby dobrze wyglądać, to powiedział, że ładnie. Chyba jeszcze odrobinę uczucia do mnie miał. Ale powiedział, że teraz zrozumiał, co zrobił. Powiedział, że się jeszcze zastanowi. Ale już nie ma kontaktu, jest z nią. Tą, do której coś poczuł. A ja zostałam sama, z poczuciem winy i ogromną tęsknotą. Nie odbiera telefonów. Nawet już nie dzwonię. Ale będę musiała się z nim jeszcze spotkać, żeby załatwić sprawę mieszkania, które kupiliśmy niecały rok temu. Ja zaczęłam pobąkiwać coś o ślubie, dziecku, a on stwierdził, że ostatnio nam się w ogóle nie układało. Owszem, były problemy, ja wyjeżdżałam do szkoły, a on się bawił. Nie przepadałam za jego rodziną, ale ja walczyłam o niego, bo on był tam od wszystkiego, mając jeszcze trójkę rodzeństwa. Ale nie było też tak źle, a on mi to wyrzucił. Wprawdzie powiedział, żebym się nie przejmowała, bo to jego wina, że mnie zostawia, ale ja tak tęsknię. Kocham i nie potrafię go znienawidzić, był cudowny, a ja wszystko skopałam swoimi fochami. Czasami myślę, że może się przestraszył tego mojego gadania, bo ma 26 lat, ale ja wcale nie nalegałam. Stwierdziłam nawet, że może tak dalej być, jak chce. Powiedział, że w sylwestra wszystko popsułam ostatecznie. Faktycznie, nie byłam zbyt miła, ale chciałam go przeprosić. Później poskładałam wszystkie fakty, przyznał się, że zna ją od około 2 miesięcy, całował się już z nią i jest najzwyczajniej inna niż ja - nie lepsza, nie gorsza. Młodsza i pewnie ładniejsza... Chodzę do psychiatry, biorę lek. Tłumaczę sobie, że jeśli go kocham, to muszę dać mu wolność, ale tęsknota i samotność jest okropna. Nie mogę spać, uczyć się, prawie zawaliłam sesję. Moja mama cierpi też przeze mnie. Staram się żyć dla niej, ale nawet to mnie nie trzyma mocno na ziemi. Myślałam nawet o śmierci, ale nie mam na tyle odwagi. Chociaż dzisiaj w nocy sama siebie się przestraszyłam i swoich myśli. Proszę o pomoc!!! Ja sobie nie daję rady z tą utraconą miłością... Ciągle chcę do niego zadzwonić i chociaż usłyszeć jego głos... Mam go cały czas przed oczami... kochammmmmmmmm...