Już na nikogo nie mogę liczyć...
Witam, zapewne piszą do Was ludzie w większości z depresją. Trudno mi nazwać stan, w jakim jestem obecnie. Robiłam jakiś test Becka ostatnio. Wynik wyszedł chyba zły, 36, ale nie wiem dokładnie, o co chodzi. Mój problem polega na spadku samopoczucia, ale nie tylko. Bardzo obawiam się o swoją przyszłość. W podstawówce uczyłam się bardzo dobrze i w gimnazjum również nieźle. Teraz jestem w najlepszym LO w mieście, do którego chodzą moje 2 siostry, i dlatego ja też tam chodzę. Z moją nauką nie jest najlepiej. Kiedyś słyszałam, że uczymy się dla siebie, ale jak dostanę złą ocenę, to rodzice są źli i każą mi się uczyć. Nic nie rozumieją, bo oni i tak żyli w gorszych czasach. Oceny, które zdobywam muszą być satysfakcjonujące nie dla mnie, ale dla rodziny. Wszyscy na mnie krzyczą, że się nie uczę. Do tej pory trenowałam siatkówkę. Musiałam dojeżdżać do miasta, więc zajmowało mi to sporo czasu, ale byłam, i może nadal jestem, w tym dobra. Przywoziłam medale, nagrody, puchary. Ale dla mojej rodziny najważniejsza jest wiedza i nauka. Co tam sport. Przecież (jak to powiedzial mój tata) ja nie mam tyle pieniędzy, żeby Cię wypromować, a poza tym klub, w którym grasz, jest cienki. Czasami opuszczałam lekcje w szkole przez turnieje. Dla moich rodziców jeden opuszczony dzień w szkole to katastrofa. Nie chcę chodzić do tej szkoły, bo tu jest ewidentnie dla mnie za wysoki poziom. Opcja z przepisaniem się do innej klasy czy szkoły odpada. Już próbowałam. Tata kazał mi oddać dres do klubu i już nie trenuję. Nie miałam wyjścia. Teraz zastanawiam się, co ja będę robić w życiu. To pytanie mnie nurtuje. Nie chodziłam przez ten tydzień do szkoły. Nie tyle z lenistwa, co ze strachu. Może przed nauczycielami i ocenami. Ale najbardziej przed rodzicami, oni o tym nie wiedzą. Dla nich depresja to jest mój wymysł. Myślą, że jak kupią mi spodnie, to będę szczęścliwa i na tym polega wychowywanie dzieci. Jakoś moje 2 siostry sobie radzą. Tylko ja nie mogę mieć żadnej pasji. Nie wiem, co mam zrobić. Boję się szkoły jak niczego innego. Ale, co za tym idzie, rodziców jeszcze bardziej. Nie wiem, co mam robić. Nie chcę mieć samych 2 na świadectwie, nie daję rady... Czasami nawet mam myśli samobójcze i już nawet obmyśliłam plan mojego samobójstwa. Ale stwierdziłam, że po co się mam zabijać, skoro nie pójdę do nieba. Na wagary często chodzę do kościoła. Dużo się modlę. Nie mam z kim rozmawiać. Przyjaciółki jedne są zbyt głupie, inne myślą tylko o sobie, a jeszcze inne mówią, że chodzę na wagary i się nie uczę. Nie wiem, co mam robić. Nie wiem, kogo prosić o pomoc, bo na pewno nie rodzinę, już na nikogo nie moge liczyć.