Kryzys przedszkolny czy coś innego?
Moje dziecko zaczęło chodzić do przedszkola we wrześniu. Debiutował jako 4-latek. Początki były tragiczne. Płakał, rozstając się ze mną, przez ok. 7 pierwszych tygodni. Dodam, że gdy go zostawiłam i znikłam mu z oczu, ładnie się bawił i wszystko było w najlepszym porządku. Czasem też oznajmiał, że za wcześnie po niego przyszłam. W poniedziałek obudził się rano z okropnym kaszlem i miałam watpliwości, czy wysłać go do przedszkola, czy iść z nim do lekarza. On usłyszawszy to, zaczął płakać, że nie chce zostać w domu, chce iść do przedszkola. Poszedł zadowolony do przedszkola. Po południu, gdy weszłam po niego na salę, płakał, że za późno po niego przyszłam, chociaż przyszłam tak jak zawsze. Wczoraj prowadząc go do przedszkola, wymyślał i marudził, że on już nie chcę tam chodzić. Rano przy pożegnaniu płakał, nie chciał mnie puścić. Odbierałam go z przedszkola zapłakanego. Dziś rano znów był płacz. Po południu byłam już w przedszkolu jak jadł obiad, tak więc nie zdążył się rozpłakać, chociaż nie wiem jakby yo sie zakończyło, gdybym przyszła później. W domu zachowuje się normalnie. Oczywiście próbowałam z nim rozmawiać, ale on mówi tylko, że nie chce i koniec, a nie potrafi mi powiedzieć, o co chodzi i czy coś sie stało. Nawet kładząc go dziś spać, pytał czy przyjdę jutro po niego od razu po obiadku. Co Pani uważa?