Lekarz mówi, że to nic takiego
Od przeszło dwóch lat czuję się źle, a ostatnio stan się tylko pogarsza. Nie cieszą mnie narodziny synka, który kończy 8 miesięcy, nie cieszą mnie wiersze recytowane przez córkę, ciągle jestem zdenerwowana, zmęczona, źle sypiam. Mąż próbował mi pomóc, teraz widzę, że włożył maskę obojętności, poddał się. Sprawy między nami wymarły całkowicie, nie tylko nie rozmawiamy o seksie, ale też coraz żadziej o nas samych.
W skali Becka uzyskałam przeszło 40 punktów. Zdaję sobie sprawę z tego, że to depresja, probuję siegnąć po pomoc, ale na prywatne leczenie mnie nie stać, a mój lekarz pierwszego kontaktu odmawia skierowania mnie do specjalisty, każe mi więcej wychodzić na dwór, zacząć się ruszać i "jakoś to będzie". Ale to "jakoś" powoduje coraz częstszą chęć zakończenia życia. Gdzie szukać pomocy? Czy jest dla mnie jakaś szansa?