Mam problemy w relacji z partnerem i czuję lęk w dużej grupie osób
Mój problem polega na tym, że nieustannie czuję się okropnie zmęczona. Mój narzeczony ciągle wypomina mi lenistwo, a ja przychodzę z zajęć na uczelni i po prostu zasypiam ze zmęczenia. Mam żal do niego, że zarzuca mi, iż przestałam dbać o dom, kiedy ja naprawdę lubię domowe czynności, a przynajmniej kiedyś tak było. W tym roku powinnam dostać dyplom, ale tak mi się potoczyło, że zakończyłam 2 poprzednie kierunki na licencjatach i zaczęłam trzeci, który naprawdę mnie zainteresował. Czuję się winna, bo powinnam zacząć już pracę zawodową, ale czy fakt, że za pierwszym razem nie dostałam się na państwowy uniwersytet ma sprawić, że do końca życia mam żałować, że nie spróbowałam i nie dałam rady?
Czuję w sobie wewnętrzną sprzeczność: i chcę, i nie chcę studiować dłużej. I choć zaczęłam spełniać moje marzenia, nie czuję się dobrze. Do tego ogólnego zmęczenia doszły napady paniki. Moim zdaniem zostały spowodowane zbyt długim przebywaniem w stanie silnego stresu (mam przeogromny lęk przed lataniem samolotem, a spędzam w nim kilkanaście godzin kilka razy w roku - zawsze chciałam podróżować, ale ten lęk całkowicie pozbawia mnie przyjemności - jedyne, o czym myślę to droga, jaką muszę pokonać). Teraz wystarczy, że znajduję się w dużej grupie ludzi, na wykładzie lub w autobusie, a przychodzi moment, gdy zaczynam się źle czuć, robi mi się zimno, dretwieją mi ręce i zaczynam odczuwać mdłości, a ostatnio też konieczność oddania moczu.
Czuję, że przestaję funkcjonować. Gdy ktoś patrzy z boku, uważa, że dobrze mi się powodzi, a ja czuję się człowiekiem w rozsypce. Do tego te wieczne pretensje narzeczonego, że się roztkliwiam, że jestem zwyczajnym leniem i że mam chorobliwe ambicje. A ja naprawdę nie mam siły i trochę zazdroszczę innym, że im wszystko toczy się tak zwyczajnie, że po maturze poszli na wybrane studia, a teraz wszyscy zaczynają pracę w zawodzie. Ja kompletnie nie wierzę w swoje możliwości, kiedyś marzyłam o ślubie i dzieciach, a teraz wyobrażam sobie, że to kolejne stresogenne wydarzenia, którym będę musiała podołać. Z drugiej strony mam żal, że mój partner przestał wspominać o ślubie. Od kilku lat ciągle tylko zagryzam zęby i mówię sobie, że muszę podołać. Tyle, że siły mi się skończyły... Jak sobie pomóc??