Miłość? Romans? Raczej przekleństwo i chęć ucieczki...

Mam 24 lata. Ponad półtora roku temu poznałam w pracy faceta. Dużo złych rzeczy słyszałam na jego temat, więc starałam się go unikać. Plotka głosiła, że jest to typ faceta, który lubił romanse i podboje. Od początku mojej pracy za mną chodził i próbował się umawiać. Skutecznie go zbywałam przez 3 miesiące. Jednak pewnego dnia moja koleżanka dała mi radę, że jeśli się z nim nie umówię na kawę, nie da mi spokoju. Głupia posłuchałam, wiem, że ona chciała pomóc, jednak wyszło jak wyszło. Umówiliśmy się, że po pracy pójdziemy na herbatę. Jako że skończył wcześniej, przyjechał po mnie i spędziłam miło godzinę, po czym odwiózł mnie do domu. Był bardzo kulturalny. Nie narzucał się w żaden sposób. Wytłumaczyłam mu, że romanse w pracy mnie nie interesują i żeby się nie wysilał. Wtedy akurat byłam w związku, a kolega akurat nie był zupełnie w moim typie. Na co on mi powiedział, że ma już drugą żonę i dziecko, więc chce się tylko zaprzyjaźnić. Zdziwił mnie jedynie fakt, że nikt z pracy mnie nie poinformował o jego stanie cywilnym, jednak nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia, gdyż facet mi się po prostu nie podobał. Nie zorientowałam się wcześniej, gdyż nie nosił obrączki. Po naszej "herbacie" nabrałam do niego większego zaufania, niemniej jednak rzadko dawałam się zaprosić na lunch bądź podwiezienie do domu po pracy. Po pół roku "kolegowania się" poprosił mnie, żebym mu pomogła w pewnej sprawie. Okazało się, że chodziło o jego starszego syna z pierwszego małżeństwa. Dowiedziałam się po fakcie. Nie spodobało mi się to, że mnie miesza w swoje rodzinne sprawy, ale jakoś przełknęłam te wyprawę. W drodze powrotnej stanął w lesie i zaczął mnie całować. Wpadłam w panikę i uderzyłam go dość mocno. Przestał. Jednak zaczął mi mówić, że on dłużej tak nie może, że mnie pragnie, że kochając się z żoną, ciągle wyobraża sobie mnie, bo inaczej nie daje rady, że przecież miło spędzamy ze sobą czas i że może trzeba by coś zmienić między nami. Absolutnie byłam na nie. Nigdy w życiu nie chciałabym zrujnować komuś małżeństwa. Tłumaczyłam, że tak nie można, że ja potrzebuję miłości, a nie seksu, więc nie dam rady z nim nic robić. Powiedziałam, że nie potrafiłabym przespać się z facetem, który ma już rodzinę. Nie zrozumiał, na siłę mnie "wziął", pomimo tego, że się rozpłakałam. Potem radośnie odwiózł mnie do domu i powiedział "do jutra kochanie". W czasie drogi ja milczałam, a on mówił o "nas", że jest szczęśliwy. Nie płakałam po tym wydarzeniu wcale. Byłam po prostu zła, że to się stało. Unikałam go w pracy, nie odbierałam telefonu, ale gdy ludzie zaczęli się pytać, co się stało, postanowiłam się z nim zmierzyć i go niszczyć zawodowo. Jednak codziennie przy mnie był, przepraszał, kupował prezenty, chciał naprawić to, co zepsuł. Idiotka mu uwierzyłam po dłuższym czasie. Dziś sytuacja wygląda tak, że po tych jego gierkach i praniu mózgu, jakie mi zafundował codziennymi telefonami bądź esemesami,  w końcu się w nim zakochałam. Ale co najdziwniejsze, nie chcę ani rozpadu jego małżeństwa, ani bycia z nim. Chciałabym wiedzieć jedynie, kim dla niego jestem i czy kiedyś pozwoli mi odejść, zapomnieć. Ciężko mi żyć ze świadomością, że kocham kogoś, kto po prostu na to nie zasługuje. Nigdy mu tego nie powiedziałam oczywiście, ale boję się, że on to widzi. Widzi, jak na niego patrzę. Każdy kolejny dzień sprawia mi ogromny ból. Jestem sama. Nie potrafię z nikim być. Jestem monogamistką, nie mogłabym grać na dwa fronty. Nawet nie wiem, czy on mnie kocha? Być może ta wiedza by mi pomogła w walce. Nic tak nie podcina skrzydeł jak miłość nieodwzajemniona do kogoś, kto nie jest wart złamanego grosza. Poczucie własnej wartości leci na łeb i na szyję. Co mam robić? Nie chcę skandalu i nie chcę, żeby jego małżeństwo na tym ucierpiało. Więc milczę. Z każdym dniem trudniej funkcjonować... Nigdy nie byłam zakompleksiona, raczej wierzę w siebie, staram się nie pokazywać swoich uczuć i udaję każdego dnia, że jest okej. Ale wewnątrz płonę i nie chcę nikomu o tym mówić. Nikt by się nie spodziewał, że cierpię. Potrafię oddzielać moją prywatność od obowiązków i pracy, staram się być obiektywna. Ale nie widzę rozwiązania. Zwolnienie z pracy mi nie pomoże, proszę uwierzyć na słowo. Brałam już urlopy i starałam się uciec. Nie da się... pomocy...

KOBIETA, 24 LAT ponad rok temu
Mgr Joanna Żur-Teper
60 poziom zaufania

Witaj!
Poważnie zaniepokoiła mnie Twoja sytuacja. Historia, którą opowiedziałaś, niestety, zdarza się bardzo często. On agresywny, wymagający robi jej krzywdę, po czym przeprasza, pociesza, wzbudza litość. Ona zaczyna dostrzegać w nim człowieka, kogoś wartościowego i po jakimś czasie znajduje się w stanie „zakochania”. Specjalnie użyłam cudzysłowu – to nie jest zakochanie!
Musisz zdać sobie sprawę, że ten człowiek Tobą manipuluje! Dopuścił się na Tobie gwałtu – jednego z najcięższych przestępstw i jednocześnie najgorszej krzywdy, jaką można wyrządzić kobiecie. Nie istnieje coś takiego jak uczucie oparte na agresji, a przecież podstawy tego, co jest między Wami, leżą w tym zdarzeniu w lesie.
Uważam, że powinnaś jak najszybciej odciąć się od tego człowieka. Nie przejmuj się jego małżeństwem i pracą. Rozumiem, że możesz bać się wstydu, że może wystąpić poczucie winy – zupełnie niepotrzebnie. To, co się stało, nie jest absolutnie Twoją winą.
Koniecznie zgłoś się do jednego ze stowarzyszeń zajmujących się pomocą ofiarom przestępstw seksualnych – jest ich bardzo dużo i na pewno znajdziesz jakieś w swojej okolicy. Jeżeli sprawi Ci to trudność, zadzwoń na Niebieską Linię, tam na pewno ktoś skieruje Cię w odpowiednie miejsce. Doradzam także zgłoszenie się na policję – inne kobiety także są zagrożone przez niego. Na koniec najważniejsze - udaj się do psychologa. On na pewno dobierze odpowiednią formę pomocy psychologicznej.
Z całego serca życzę Ci powodzenia.

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty