Nawrót depresji czy lenistwo?
Witam. Obecnie mam 21 lat, zdiagnozowana została u mnie depresja lękowa oraz fobia szkolna, gdy miałam lat 17. Pół roku spędziłam w domu, biorąc różne leki oraz poddając się terapii indywidualnej. Niestety jednak nie czułam się od tego lepiej, a każdy nowy specjalista miał inne wytłumaczenie na ten stan rzeczy. Pierwsza doktor, która mnie prowadziła, uznała, że pozostanie w domu przy fobii szkolnej i ewentualne staranie się o nauczanie indywidualne będzie najlepszym rozwiązaniem, a kolejna wyśmiała ten pomysł i doszła do wniosku, że od razu powinno się mnie przepisać do innej szkoły.
Podeszłam bardzo ufnie do terapeutki, która mnie prowadziła, jednakże przed zakończeniem cyklu spotkań mama poinformowała mnie, że terapeutka rozmawiała z nią o tym, co mówię na spotkaniach. Straciłam zaufanie do terapeutów i nigdy już na terapię nie wróciłam. Moja siostra też uważa, że jest chora, poddała się serii terapii, brała przeróżne leki, przez ponad rok właściwie wegetowała, co sprawiło, że zniechęciłam się strasznie do leczenia. Doszłam do wniosku, że może tak naprawdę wszystkiemu jest winne moje lenistwo, że nie mam motywacji, że boję się walczyć o swoje i nie wierzę w siebie, bo jestem po prostu leniwa i tak naprawdę mi się nie chce bądź mi nie zależy.
Bez konsultacji z lekarzem odstawiłam leki, poszłam do nowej szkoły i jakoś ją skończyłam, choć nie było łatwo. Zdecydowałam się to tutaj napisać, gdyż teraz, gdy mieszkam sama, ledwo udaje mi się utrzymać, jak w szkole nie mam żadnych sukcesów. Zastanawiam się, czy była to dobra decyzja. Siostra, która wydawała mi się postępować głupio, teraz z uśmiechem na twarzy chodzi do pracy, a ja nie umiem się do niczego zmotywować. Jeszcze zanim zabiorę się za naukę, już widzę porażkę, niby chciałabym coś zrobić, ale w końcu tak długo się za to zabieram, że już i tak nie starcza mi czasu na wykonanie celu, więc nawet nie zaczynam.
Bywają dni, gdy nic mi nie smakuje, nic mnie nie cieszy i wydaje mi się, że nic nie ma sensu, płaczę bez powodu. Uważam się za osobę leniwą, ale kiedy spojrzę wstecz, w czas przed rozwodem rodziców i wieloma problemami, to pamiętam siebie jako przebojowe, otwarte i bardzo pracowite dziecko. Teraz czuję się wiecznie zmęczona, mam problemy ze snem, nie umiem się zmotywować i działam właściwie tylko pod presją. Do szkoły chodzę tylko tyle, by wyrobić frekwencję, nie potrafię się odnaleźć na rynku pracy.
Postanowiłam to wszystko napisać, jak już zresztą wyżej wspomniałam, bo zaczęło mnie to teraz zastanawiać, czy to na pewno jest tylko kwestia tego, że jestem śmierdzącym leniem, czy może jest jakaś możliwość, że coś tam we mnie siedzi, co mnie blokuje. Ludzie mówią mi "luz, po prostu weź się w garść", ale czy to naprawdę normalne, że gdy naprawdę chciałabym nauczyć się np. rysować, nie mogę wziąć ołówka do ręki, bo czoło mi zalewa pot i stresuję się tak, że mam problemy z oddychaniem? Chyba "wyluzowanie" to już dla mnie za mało. Jednak wolałabym zasięgnąć tutaj opinii, może jednak robię z igły widły. Pozdrawiam.