Nerwica czy lenistwo?

Witam, jestem mężczyzną (właściwie chłopcem) w wieku 22 lat i poważnie zastanawiam się, czy mam problem, czy wydaje mi się, że mam problem, czy piszę na tym blogu, żeby zobaczyć co się stanie (zawsze interesowałem się trochę psychologią). Wstępem: Właśnie oblałem rok na studiach - trochę na własne życzenie, jako że nie chciało mi się uczyć - zazwyczaj mi się nie chce, jednak przy kampanii wrześniowej zawsze udawało mi się ogarnąć i zabrać do roboty, ale w tym roku jakoś tego nie czułem, trochę miałem ochotę powtórzyć ten rok, żeby dłużej postudiować (nie sadzę, żebym jakoś szczególnie nadawał się do dorosłego życia) i popróbować nowych doświadczeń. Nie mam stałej pracy - załapałem parę tradycyjnych 'studenckich' prac, najdłuższa trwała 2 miesiące (niecałe), najkrótsza 5 dni, pracowałem na paru wolontariatach w każdym wypadku wywalano mnie za lenistwo i ogólnie pojmowaną niekompetencję (co mnie w sumie zawsze troche rozsmieszało i trochę smuciło jednocześnie, co jest dość dziwne... tzn. chyba dość dziwne?). Nie mam, nie miałem (i w zasadzie nie znam) stałych związków - trwają zazwyczaj około miesiąca, najdłuższy w tym roku trwał dwa. Nie jestem jakoś takowym zainteresowany, ale gdy już znajdzie się coś interesującego, zazwyczej wpadam w zazdrość mieszaną z ukrywaniem objawów zazdrości, mieszane z niezdecydowaniem, czy jestem, czy nie jestem w końcu zainteresowany mieszane z uczuciem, że nie wiem co robić, co wiąże się z robieniem z siebie idioty (gadanie na okrągło przy biedaczce albo milczenie, bo nie wiem jak wygląda znajomość w końcu) i nieodmiennie kończy się koszem ;-) . Gdy nie jestem zainteresowanym czymś na dłużej zazwyczaj czekam aż dziewczyna zerwie znajomość - nieszczególnie lubię ludziom robić krzywdę (a tak to widzę). Zdaję sobie sprawę z faktu, iż może być to spowodowane faktem iż przez jakieś 2-3 lata podobała mi się dziewczyna, z którą najpierw mocno się kolegowałem, potem mi się spodobała i się zaprzyjaźniliśmy, by w końcu kłócić się przez rok czasu o kompletne bzdury (koleżanka była dość mocno wyluzowana w kwestiach szybko i dogłębnie poznawanych znajomości z facetami o czym czasem mi opowiadała - Bóg jeden wie czemu). Dziewczyna na przemian mi się zwierzała, gdy byliśmy sami, a przy koleżankach robiła sobie ze mnie jaja (a była w moim wieku, pomimo faktu iż jest to zachowanie w sylu nastolatki). W końcu po pewnej "opowieści" ochrzaniłem ją za jakieś niezbyt fajne zachowanie, ucięła kontakt, potem ona chciała się pogodzić, ja uciekłem (bo nie miałem ochoty), a potem parę dni później jej koleżanka cfanie podprowadziła mnie do jej nowego 'wspaniałego chłopaka' - kolesia z którym się o nią pokłóciłem tak z pół roku wcześniej. Mam parę zainteresowań na zasadzie 'hobby' - żeglarstwo/siłownia/sztuki walki (staram się co jakiś czas wymyślać sobie coś nowego).W sumie są w porządku, ale ciężko jakoś mi 'tak naprawdę' się którymś zainteresować (poza tym mam mało 'ruchliwych' znajomych). Mam paru kumpli, z którymi widuję się mniej wiecej raz może dwa razy w tygodniu, w miarę dobry kontakt z rodzicami (tzn. raz jest świetnie, raz jest strasznie - trochę się na mnie zawodzą, ale tak obiektywnie im się nie dziwię - od zawsze bywałem problematycznym dzieciakiem). A w konkluzji: Nie mam ochoty (tzn. nie tyle nie mam ochoty, co nie potrafię się zebrać, żeby ...) cokolwiek robić, mam mnóstwo pomysłów na to, co mógłbym robić, ale bardzo *bardzo* rzadko je urzeczywistniam, przez większość dni potwornie się nudzę albo próbuję wymyśleć, co robić (i zazwyczaj tego nie robię) -nadal odtwarzam sobie w głowie pożegnanie z 'koleżanką' (wiem, że była kwasową osoba, wiem, że za mocno ją lubiłem, by zostać na 'koleżance' , wiem -słyszałem od osób 3cich - że ogólnie jako osoba często zachowuję się nie w porządku wobec ludzi i nie żałuję, że uciąłem kontakt - raczej tego, że ona w tym 'ucięciu' i ogólnie znajomości więcej wyciągnęła, wygrała, a teraz z byłym kolegą - z którym jak slyszałem od przyjaciół - 'tylko sobie gadała' (co tam, że podprowadzała koleżanka a raz jak gadałem z inną zanjomą i jej nie widziałem darła się do mnie przez pół korytarza w ramach żartu - robi sobie ze mnie jaja). Zwazywszy, że minęło już sporo czasu (a i tak chyba napisałem o niej z 40% tego tekstu) to nie jest chyba zbyt normalne. Zawsze dość ciężko było mi się na czymś skoncentrować, bardzo bardzo łatwo wpadam w stan wyobrażania sobie jak jestem kimś innym (po filmach, książkach itp) - gdy byłem młodszy byłem nieco większy i nie wiem czy nie pozbyłem się do końca kompleksów (chociaż obiektywnie - jest dużo lepiej niż było) - mam ogólne wrażenie, że nic nie robię ze swoim życiem i wypadałoby to zmienić ... tylko niezbyt mi to wychodzi. Często bywam ... nie tyle smutny, co zadumany nad tym, ze chyba nie jest jednak zbyt czadowo ze mną. Zdecydowanie chyba nie jest. Kompletnie, ale kompletnie, nie zależy mi na tym, że oblałem ten rok. Kompletnie mi to wisi, widzę w tym raczej pozytywy (dopóki nie zacznę się zastanawiać - potem zaczynam się lekko bać - potem zapominam o tym, bo włączam jeden z 1001 seriali z netu, a potem sytuacja się powtarza). Uciekam przed jakimikolwiek zobowiązaniami. Bywam mocno nerwowy i złośliwy w domu (ale tylko w domu). Podsumowując: Mam jakiś problem, czy raczej jestem typowym znudzonym studentem przeżywajacym mocno, *mocno* wczesny kryzys wieku średniego ? ;-) Mam spore wrażenie, że jestem bardziej dziecinny od ludzi w moim wieku, sporo moich znajomych jest młodsza (ale jest i pare osób starszych). Nie wiem czy jestem w cieżkiej depresji - raczej nie ale ... hmm chyba trochę się zgadza z lekka? Nie mam pojecia, nie wiem czy jestem wobec siebie obiektywny. czy próbuję zrzucić odpowiedzialność za lenistwo i dziecinność na chorobę (żeby dziecinnie uwolnić się od opowiedzialności). Ps. Osobowość mam mniej wiecej tak zorganizowaną i poukładaną, jak ten post, jeśli to w czymś pomoże ;-)

MĘŻCZYZNA, 23 LAT ponad rok temu
Paulina Witek Psycholog, Warszawa
72 poziom zaufania

Witam serdecznie!

Problem jest równie złożony, jak Pana list i nie sposób go zdiagnozować za pomocą internetu. Jedno natomiast jest pewne - z jakichś powodów jest Pan pogrążony w marazmie i męczącej bezczynności, która nie pozwala się Panu rozwijać, realizować, a wręcz określić, kim Pan jest i czego Pan pragnie. Ten powód może Pan rozwiązać podejmując psychoterapię. Moim zdaniem nie jest to depresja ani lenistwo, ale rodzaj zaburzenia, który wymaga interwencji psychologicznej. Wspomina Pan o relacji z rodzicami, która jest chwiejna emocjonalnie - świetna albo straszna. Czuje się Pan problematycznym dzieciakiem (kiedyś i jak sam Pan zaznacza obecnie), którym rodzice często czują się zawiedzeni, Pan natomiast odpowiada im złośliwością i często odczuwa Pan w domu napięcie (jak Pan zaznacza - tylko tam). Obiektywnie nie jest Pan w stanie ocenić tej relacji i siebie - zamiast więc obwiniać siebie, proszę zgłosić się o poradę do osoby, która będzie potrafiła się bliżej przyjrzeć Pana osobie, problemom, relacjom w Pana życiu. Dlatego jeszcze raz gorąco namawiam do wizyty u psychologa.

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia!

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty