Nic mnie nie cieszy - jak odnaleźć sens życia?
Mam piętnaście lat. Nic w moim życiu nie ma sensu. Już od dawna nic mnie nie cieszy. Albo mało co. Czytam dużo książek i często oglądam filmy. Wykreowałam sobie wizję wspaniałego, pełnego przygód i nadzwyczajnego życia, która nijak się ma do rzeczywistości. Przypuszczam, że zwykłe życie prostego człowieka nigdy nie będzie mi się wydawało dosyć atrakcyjne. Wiem jednak, że żyją tak miliony ludzi. Na świecie nie ma superbohaterów i marzenia bardzo rzadko się spełniają. A jeżeli już się spełnią, to tylko te najbardziej realne. To nie fair, że dostałam tylko jedno życie i nie mogę być nikim innym. Jestem w pierwszej liceum. Nie ma pojęcia, na jakie pójdę studia. Może to z lenistwa, a może z powodu depresji nawet nie chcę myśleć o przyszłości. Nie chcę jej mieć. Często myślę sobie, że chciałabym umrzeć. Gdyby tylko od mocnego "chcenia" śmierci można było umrzeć! I to w takim momencie, w którym nie żałowałabym już tego świata, który jest może i piękny, ale nie dla mnie. Nie dogaduję się z normalnymi ludźmi. Najwyżej z rodziną. Niewiele jest osób, z którymi mogę szczerze porozmawiać. W klasie z koleżankami jedyne tematy to użalanie się na szkołę i na nauczycieli. Z jedną dziewczyną mogę obgadywać ludzi. W sumie to ja wycofuję się z życia społecznego. Chciałabym zamknąć się w sobie i nie musieć już walczyć z całym światem. Przypuszczam też, że nie da się mnie wyleczyć. Korzystam z "usług" pani psychiatry. Po części skutkują. Rzadsze są moje natręctwa. Myśli typowo samobójczych nie mam - i tak nie miałabym odwagi się zabić. Po prostu bardzo często nie chcę już żyć. I tu jest pytanie: Czy da się wyleczyć moje myślenie? Moje postrzeganie świata? Jego odbiór i moje uczucia? Nie. Ciekawe, czy osoby rzekomo wyleczone z depresji zmieniają się diametralnie i cieszą się wszystkim. Pewnie nie. Na pewno pozostaje ten lęk. Lęk przed świadomością. Mój lęk przed świadomością jest czasem bardzo silny. Niestety, zdaję sobie sprawę z tego, że postacie z książek są nierealne i nie są ludzkie. I nie mam szans być żadną z tych postaci. Szkoda, że nie da się zmienić osobowości. Myślę, że postawa pesymisty jest lepsza niż optymisty. Pesymista widzi wiat bardziej realnie, bowiem bliższy jest on wyobrażeniu zła. Optymista zaś widzi świat przez pryzmat... w sumie nie wiem czego. Chyba własnej radości. Proszę o odpowiedź na nurtujące mnie pytania, której udzielenie, mam nadzieję, ułatwi mój "wywód": 1. Czy mój problem nie jest raczej natury filozoficznej lub duchowej niż psychicznej? 2. Czy moje życie ma sens, mimo iż go nie dostrzegam? A może, jeżeli nie czuję się na tym świecie dobrze, jestem niezamierzonym przez Boga lub siłę wyższą dziełem przypadku? 3. Czy kiedyś wyjdę na prostą, czyli czy kiedyś coś będzie mnie prawdziwie cieszyć bez zatracania świadomości, że istnieją rzeczy złe i że świat nie jest do końca piękny? 4. Czy kiedyś zrozumiem lub choć zauważę, że są rzeczy lepsze niż te, które odrywają mnie od rzeczywistości, czyli komputer, telewizja, książki i sen? Bo na razie właśnie uciekam od rzeczywistości, która mi się w ogóle nie podoba. A w szczególności szkoła. Z góry dziękuję za choćby najmniejszą, ale wartościową poradę.