Nie mam powodów, by nie kochać życia, a mimo to od zawsze go nienawidzę!
Cześć, mam 18 lat i chodzę do liceum. Jestem zwykłą nastolatką, nie wychowuję się w patologicznej rodzinie, choć czasami mam problemy w domu jak każdy. Uczę się na poziomie przeciętnym i jestem duszą towarzystwa, ale mimo to od ZAWSZE mam myśli samobójcze. W swoim życiu znajdę zawsze jakiś powód do tego, aby się okaleczyć albo próbować się zabić, kilka razy się cięłam po nogach czy rękach. Dwa razy próbowałam wziąć tabletki po to, by skończyć życie. Raz nawet dowiedziała się o tym mama, zawiozła mnie do szpitala. Było to po rozstaniu z chłopakiem, więc mama uznała, że to okres przejściowy. Mimo to udała się ze mną do psychologa, który uznał, że mam depresję z powodu rozstania z chłopakiem i że powinnam brać tymczasowo jakieś leki. Znajomi usprawiedliwiają mój stan psychiczny tym, że zostawił mnie chłopak, którego kochałam, ale to nieprawda. Nawet gdy z nim byłam, myśli samobójcze nie opuszczały mnie ani na krok. A teraz gdy już go nie ma, tym bardziej mam ochotę skończyć tę farsę zwaną życiem. No bo niby wszystko w moim życiu jest okej. Zwykły dom, pieniądze, miłość rodziców, wspaniałe rodzeństwo, szkoła, przyjaciele. Ale mi cały czas czegoś brakuje, odczuwam pustkę i wciąż zadaję sobie pytanie, po co właściwie ja żyję. Przecież i tak kiedyś umrę, więc czemu nie umrzeć teraz. Nie odczuwam chęci życia, nie mam ochoty wstawać z łóżka, wszystko widzę w szarych kolorach. Gdy jestem wśród ludzi, udaję, że wszystko jest okej, uśmiechnięta, rozpromieniona i szalona jak zwykle, ale w głowie mam tylko jedną myśl – że chcę się zabić. Wracam do domu i myślę nad tym, jak by to zrobić. CHCĘ SIĘ ZABIĆ, TAK! Nawet gdy wszystko układa się tak, jakbym tego chciała, to ja znajduję dziurę w całym i znów chcę po prostu się powiesić albo utopić... zagazować itp. Jeszcze teraz gdy jedyna osoba, którą naprawdę kochałam, zostawiła mnie z dnia na dzień samą w tym pi**, szarym świecie, jest jeszcze gorzej. Nie chcę nic, nie chcę się uczyć, nie chcę czuć tęsknoty, nie chcę z nikim rozmawiać. NIE CHCĘ ŻYĆ, ot tak, po prostu, bez powodu, bez tragedii rodzinnej, śmierci kogoś bliskiego czy czegokolwiek dołującego. Nie chcę żyć, bo kawa jest za zimna, bo mama zwróci mi uwagę, bo źle zawiążę buty. Co mam ze sobą zrobić? Jak to zwalczyć, przecież nie mam powodów, by nie kochać życia, a mimo to od zawsze go nienawidzę!