Nie wiem, jak dalej postąpić...
Właśnie rozpadł się mój 2,5-letni związek. On był rozwodnikiem, zaczęliśmy się spotykać ok. 3 mies. po jego rozwodzie. Miałam sporo oporów, ale od spotkania do spotkania... i staliśmy się parą. Oporów jednak dalej do końca się nie pozbyłam. On zachowywał się cudownie, nosił mnie na rękach, mogłam na nim polegać. Zepsuło się jakieś 2 mies. temu. Zaproponował mi, żebyśmy zdystansowali się do życia i żebym przemyślała, czego ja tak naprawdę chcę. Powiedział mi, że dzieje się z nim coś dziwnego, że nie ma na nic ochoty, myślałam więc, że to przemęczenie (2 prace, aplikacja i doktorat). Po kilku dniach posprzeczaliśmy się i nastąpiło rozstanie. Stwierdził , że potrzebuje samotności i że nie czuje do mnie tego samego, co na początku znajomości, że nie kochałam go tak, jak on tego oczekiwał, chociaż próbował przez tyle czasu to uczucie we mnie rozbudzić, że w moim zachowaniu tego uczucia nie widzi i że nigdy nie pogodziłam się z faktem, że jest rozwodnikiem, a on chce mieć rodzinę. Powiedziałam mu, że nie mogłabym go nie kochać, będąc z nim przez tyle czasu. On jednak wszystkie moje słowa obracał przeciwko mnie i zarzucił mi po raz pierwszy w życiu manipulację. Powiedział, że on szuka miłości, żebym mu na to pozwoliła... Trochę walczyłam, ale w końcu poddałam się i życzyłam mu powodzenia. On odzywał się do mnie od czasu do czasu, pytając, jak się czuję, jak sobie radzę, i twierdził, że sam jest w rozsypce (nie może skupić się na doktoracie, nie może jeść, spać itd.), teraz wiem, że wziął urlop. Po dwóch miesiącach już prawie na chłodno zastanawiam się, z czego wynika jego stan? Zawsze w okresie zimowym miał skłonność do melancholii, w związku z tym, co roku w zimie wyjeżdżaliśmy do ciepłych krajów, to go może jakoś trzymało (w tym roku nie wyjechaliśmy). Może za szybko po rozwodzie wszedł w nowy związek i nie miał czasu na tzw. żałobę, i przeżywa to w tej chwili (on złożył wniosek, dzieci nie mieli, chociaż on chciał)? Może cierpi na tzw. głód miłości? Może po prostu jest przepracowany i to jest skutek? Sama nie wiem już, co myśleć, ja go kocham, on prosi mnie o wybaczenie, bo podobno również chciał, aby ten związek się udał. Z jednej strony mówił mi, że jest pewien swojej decyzji, z drugiej, że nie wchodzi się dwa razy do rej samej rzeki, z trzeciej twierdzi, że to być może ja jestem jego największą miłością, ale nic na siłę i to się okaże. Nie wiem, jak mu pomóc i czy w ogóle jest sens pomagać, bo być może sam sobie najlepiej pomoże?