Nie wiem już, co mam robić...
Witam. Od dłuższego czasu mam problem sama ze sobą. Nie wiem, co mi po prostu jest. Czy to depresja, czy też lenistwo? Sama nie wiem, może ktoś mi coś podpowie, bardzo bym była wdzięczna. Otóż chodzi o to, że odkąd urodziłam dziecko, a maleństwo skończy niedługo roczek, jestem potwornie zmęczona. Nie chce mi się nic, praktycznie codziennie kłócę się z mężem o to, że nie pomaga mi, chociaż on się stara. Cały czas chodzę poddenerwowana, mam silne bóle głowy. Często chwyta mnie dziwne napięcie w okolicach skroni. Codziennie wypijam hektolitry kawy, bez których, moim zdaniem, nie mogłabym funkcjonować. Przed ciążą prowadziłam bardzo aktywne życie towarzyskie (typu spotkania z przyjaciółmi, wieczne imprezowanie). Teraz jednak wszystko się skończyło. Z nikim praktycznie nie utrzymuję kontaktu, nie mam po prostu kiedy wyjść, a raczej nie mogę, bo nie mam z kim zostawić dziecka (nie chodzi o to, żeby wiecznie wychodzić, ale na parę godzin, z kimś porozmawiać, bo co byłaby ze mnie za matka, jakbym tak robiła). W trakcie ciąży przytyłam ponad 30 kg i sporo mi po niej zostało, co nie uszło uwadze mojej matce. Na każdym kroku stwierdza, jak ja wyglądam, jakie mam rozstępy, powinnam wziąć się za siebie i schudnąć. Mąż też jest nie lepszy - potrafi mi dogryzać. Okropnie mnie to dołuje. Zawsze jak patrzę w lustro, czuję się okropnie. Jak mogłam dopuścić do takiego stanu. Cały czas chodzę zmęczona, niewyspana (sypiam miej więcej 5-6 godz. dziennie), jednak jak mam okazję położyć się wcześniej, to nie mogę zasnąć. Bardzo często chce mi sie płakać, po kłótni z mężem zawsze łzy mi się cisną i płaczę, na to on stwierdza: "A płacz sobie" albo "Czego beczysz?". Wiele razy chciałam się z nim rozstać, jednak on nie chce się wyprowadzić. I tak to w kółko jest, często myślę, że lepiej byłoby mi bez niego, zniknęłyby może te kłopoty. Z niczyjej strony nie mam pomocy, rodzice jak biorą ode mnie dziecko, to z wielką łaską za przeproszeniem. Nie mam z kim porozmawiać, a nie mam już siły do tego wszystkiego, nie daję już rady. Nie wiem, co robić, nie wiem, co mi jest. Boję się iść do lekarza i opowiadać o moich problemach, a nawet nie wiem, do kogo mam się zwrócić. Czy to jest depresja, czy może jestem przewrażliwiona jakaś albo po prostu za dużo oczekuję od innych? Może ktoś udzieli mi jakiejś porady, bo naprawdę nie wiem, co robić. Chciałabym jeszcze dodać, że nic już dla mnie się nie liczy, tylko moja córeczka. Ona jest po prostu moją jedyną radością, to dla niej rano wstaję, staram się, aby miała wszystko, chodź to mały rozbójnik jest :) Ale na nią jedyną nie potrafię się złościć, choć czasem potrafi zdenerwować. Jednak gdy na nią spojrzę, na jej uśmiech, to nie umiem się złościć. Jeszcze jedno, co też mnie okropnie przygnębiło i do tej pory nie daje mi spokoju, często mi się przypomina. Po porodzie mój mąż stwierdził, że to jest nie jego dziecko, ponieważ mała ma inną grupę krwi niż my. Jego matka naopowiadała mu głupot, że dziecko powinno mieć jedną z naszych grup krwi. Bardzo długo trwało przekonywanie go, że to jednak jego dziecko, dopóki nie sprawdził w internecie, że z naszych grup może być 4 rodzaje. Bardzo niemiła sytuacja i bardzo bolesna. Dużo by jeszcze pisać, ale może to wystarczy już. Proszę o jakąś poradę. Pozdrawiam