Nienawidzę mojego życia, ale nie mogę się zabić...
... bo za bardzo kocham mamę. Mam 16 lat. Mieszkam z ojczymem Tomaszem, z mamą i z bratem Krzyśkiem (Tomasz jest jego ojcem biologicznym). Tomasz ciągle się wydziera na mnie i na moją mamę, traktuje ją jak psa, mnie zresztą też. Cały czas jej coś wypomina, jest niesprawiedliwy. Jest też strasznie leniwy i chce, żeby wszyscy robili wszystko za niego. Śpi do 11, potem wychodzi do pracy, dociera chyba na 12 (a powinien chodzić na 9 -.-). Moja mam robi wszystko w domu - pierze, gotuje, sprząta, odkurza, zajmuje się moim bratem, który ma lekki autyzm, bawi się z nim, uczy go, pomaga przy uczeniu mnie itd. A tamten nie robi nic. Serio. Jak po pracy wraca do domu około 17-18, to siada przed telewizorem/komputerem i tak do 1 w nocy. I robi wielkie gó*no. Zarabia o 4 stówy więcej od mojej matki, która opłaca wodę, mieszkanie, internet. On opłaca tylko prąd. Nigdy nie robi zakupów. Moja mama nie zarabia dużo, więc to nie jest taka radocha wydawać każdego dnia 30 zł na jedzenie dla całej ,,rodziny". Kiedy kupi chleb, Tomasz zżera połowę. Ostatnio kupiła ser za 8 zł, zjadł cały. Kupiłam jej czekoladki na walentynki za 11 zł, to wyżarł bez pytania nawet. Jasne, każdy pomyśli, że to nic. Rada:,,Niech wezmą rozwód". Cha, cha. Gdyby to było takie proste. Tomasz wychowuje mojego brata dzięki komputerom i telewizji. Serio. On nie umie się nim inaczej zająć. W weekendy mama wychodzi rano kupić jedzenie, jakieś ciasto itd. Krzysiek budzi się około 9 rano, Tomasz włącza mu telewizję, i on ogląda no do 12. Czy dziecko z AUTYZMEM powinno być tak wychowywane? No chyba nie. Dlatego moja mama nie chce go z nim zostawić. Oni zawsze się kłócą w kuchni. Mój pokój jest obok i wszystko, WSZYSTKO słyszę. Strasznie dużo płaczę. Czasem mam ochotę zwalić szafy, porozwalać komputer, rzucam przedmiotami albo wbijam sobie paznokcie jednej ręki w drugą tak, żeby mnie zabolało. I kurde, no to jest nienormalne! Ja nie chcę być psychiczna, ale moje życie mnie ku temu prowadzi. A teraz reszta. Nie mam przyjaciół. Mam koleżanki, które non stop nawijają o swoich włosach, chłopakach, którzy na nie spojrzeli, o tym, że dostały piątkę, a nie szóstkę. Wkurzające i to naprawdę bardzo. Mam ochotę wrzasnąć w twarz tym wszystkim idiotkom, jakie ja mam p******* życie. Ale nie mogę. Bo by tego i tak nie zrozumiały. Co do chłopaków, no lubię wszystkich, na pewno bardziej od dziewczyn, ale nie ma takiego, któremu mogłabym się z tym zwierzyć. Jedyny, na którym mi zależy, nie odzywa się do mnie od miesiąca. I nie wiem, o co chodzi, a nie mogę się zapytać, bo my nie byliśmy razem. A tak się fajnie zapowiadało, już nawet usłyszałam gdzieś, że mu się podobam, a tu nagle... Wszystko się spieprzyło. Ja niczego bym od niego nie chciała. Nie musielibyśmy być razem, po prostu chciałabym się czasem spotkać i tyle, żeby z nim przebywać. No, ale jest, jak mówię. Jedyną moją nadzieją jest liceum. Uczę się, ile mogę, mimo że nie zawsze mi wychodzą piątki, ale staram się - robię dodatkowe prace, zapisuję się na konkursy, słucham na lekcji, notuję. Mam nadzieję, że w liceum wreszcie poznam kogoś fajnego. Chociaż, szczerze, nie wiem, czy ktoś taki w ogóle istnieje... Nie liczę na zmianę w mojej pseudorodzinie, mam nadzieję, że zmieni się na lepsze sytuacja z tym chłopakiem. Na prawdziwą przyjaźń już też nie liczę. W sumie nie liczę na nic. Chociaż.... Liczę na cud. :)